To tak bardzo w skrócie i bardzo łopatologicznie.

Nie jestem zadnym ekspertem, ale mikrofali mówię stanowcze NIE!
Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy
villemo5 pisze:Skąd mogę wziąć banerek z Maćkiem?
Co do mikrofali to... przecież chciałam tylko pomóc.
[url=http://www.cztery-lapy.pl/index.php/kociarz.html][img]http://img213.imageshack.us/img213/4241/maciekbanermaly.jpg[/img][/url]
Nurtuje mnie od dość dawna temat choroby Gucia, a właściwie diagnoza po której mogło już go nie być.
Siedziałam na kanapie. Oglądałam skoki w Willingen. Z lewej leżał mięciutki Zawada, z prawej w pewnej odległości (ale w zasięgu głasków) Gałeczka, na kolanach wtulony we mnie spał Gucio.
Co i raz wraca do mnie diagnoza - FIV.
Wiem - to wyrok, mam świadomość, że może nastać zły czas, nasilenie choroby, kolejna walka, w końcu przegrana...
Ale w tej chwili jest dobrze. Jest bardzo dobrze. Gucio po podniesieniu leukocytów przez TFX, usunięciu zębów wrócił do życia. Jest dość powolny, taki był zawsze, ale z wielkim apetytem, rąbie mięsko, puszeczki, poprawił się, z pół kg przybyło mu na pewno.
I ciągle w uszach mam informację, którą przekazuje mi młoda wetka z nowej, pobliskiej lecznicy, że uczula mnie na jego stan, w kartę wizyty wpisuje "Pani została poinformowana o charakterze choroby". Z jej słów i zachowania można byłoby zrozumieć, że powinno się zaprzestać walki, bo ta choroba, a i stan zwierzęcia jest nieuleczalny. Wniosek - uśpić. Nie powiedziała, że już, dzisiaj, ale osoba bardziej podatna na słowa specjalisty rozważała by to poważnie.
Ja zmieniłam weta, szukałam w necie, można by rzec, że sama na tamtą chwilę znalazłam lek, lekarka, która wypisywała mi receptę na TFX nigdy nie podawała go kotu, receptę wypisała, ale nastawiona była mocno sceptycznie, choć po poprawie skrzętnie zanotowała wszystkie szczegóły dawkowania, przerw, wyniku.
I tak siedząc na tej kanapie, czując ciepło Guciowego futerka ogarnęła mnie złość. Za tę bezwzględną diagnozę, za brak jakiegokolwiek wyboru, za rezygnację...
Zmieniłam lecznicę, zmieniłam weta. Trafiłam wreszcie na lekarkę z którą mogę porozmawiać, która rozumie, że spora moja wiedza to wynik dociekań na kocich forach, doświadczeń z różnymi kotami, własnymi, tymczasami, wolnobytującymi i która nie ma mi za złe tej wiedzy (bo często tak jest). W czasie kiedy stan Gucia nie był jeszcze najlepszy (właściwie to był zły) prosiła mnie tylko o to, by nie dopuścić do tego, by przestał jeść (przed usunięciem zębów jadł kiepsko). Kiedy Gucio się "podniósł" wypowiedziała opinię, że Gucia uleczyła moja miłość...
Guciu żyjesz, bo nie posłuchałam dr J.P., a dr Dominika K. podarowała nam trochę dobrych chwil, oby tych chwil było jak najwięcej![]()
Użytkownicy przeglądający ten dział: Meteorolog1 i 51 gości