Nowy wątek będzie jak minie mi ten straszny weekend.
Kocham swoje koty

ale ja zawsze kochałam swoje zwierzątka. Kochałam nawet rybki, każda miała imię. Kochałam i rozpaczałam po stracie sójki, a miałam ją 3 dni

tak już mam.
Wpadłam tylko na chwilkę donieść, że Proziu jest jak nowo narodzony. Wracam wczoraj z pracy a on energiczny, chciałoby się powiedzieć uśmiechnięty

miał taką radość w oczach, chochlika, rozrabiał z Konankiem tak na wesoło, dało się go wziąc na ręce bez burczenia. generalnie jest zadowolony. Musiało mu ulżyć. Wcześniej musiało naprawdę boleć, skoro aż tak zmienił mu się nastrój. A ja głupia nie wpadłam na to ze to może być objaw choroby, mimo że nerwy w ogóle do nie pasowały. Co wiecej wcześniej bardzo mało się ruszał. teraz bryka od rana

mruczy, mizia się. I wczoraj podobno zrobił wielkie siusiu.
Ależ ja sie cieszę

mam nauczke na przyszłość. Kot potrafi dobrze ukryć chorobę.
Jak dobrze mieć znów z powrotem radosnego miluśnego rudasa
