No skąąąąąd!!! Sprawdzam tylko, czy ktoś jeszcze to czyta
No dobra, to cd:
Dworzec kolejowy powitał kosmatych podróżnych mieszaniną zapachów oraz widokiem śmigających przed oczyma anonimowych stóp, a także trójką mniej anonimowych dzieci, które krzycząc z zachwytu pchały koteczkom paluszki do transporterka, jednocześnie opowiadając o swoim kotku, który tego dnia także miał dzielić z nimi trudy podróży PKP. Uciążliwe dzieciaki miały pewny urok, naprawdę były kotami zafascynowane, wątpię jednak czy zestresowane duo potrafiło to docenić.
Znalazłszy w przedziale Kitek zawetował wyprawę, w słusznym skądinąd przekonaniu, że skoro przesiedział w klatce 4 godziny, to dość i prawie, i że już wystarczy. Zresztą cała sytuacja już od dawna była podejrzana, a kot nie zamierzał dłużej tego tolerować. Mile zapowiadająca się wyprawa na wieś zakończyła się w gwarnym i cuchnącym miejscu. „Już! Otwierać tą klatkę!”.
Będąc zwierzątkiem zdumiewająco konsekwentnym w swoich działaniach, Kit poświęcił czas podróży idei zniechęcania współpasażerów do pomysłu posiadania zwierząt. Jakichkolwiek – od szczurków i króliczków poczynając na świni wietnamskiej kończąc. Parskał, fuczał, co minutę zmieniał pozycję w transporterze, za każdym razem zostawiając mniej miejsca sprasowanemu w kąciku Alikowi. Rude łapy wystawał poza kratki i wystarczyło tylko spojrzeć przelotnie na kota, aby z udręczonej gardzieli wydobyć żałosną skargę. Wobec obojętności fałszywych dwunożnych Kit podjął desperacką próbę zakłaczenia się na śmierć i przez kolejne 45 minut polerował Alika od stóp do głów. Współpasażerowie równo obdzielali spojrzeniem pełnym odrazy mnie, Tżta i Kita. Jak zwykle upiekło się Alikowi, obdarzonym niezwykłym i cennym talentem czynienia się niewidzialnym. Talent ten wszakże ma tę wadę, że o Aliku zwykle wspomina się w wątku pobocznym, co - przyznaję - nie jest sprawiedliwe.
Podróż przez samą Warszawę oba koty uprzykrzały w jednakowym stopniu, wędrując po transporterze tam i nazad. Pomysł zakupienia większego wyparował mi natychmiast z głowy, ustępując myśli o upakowaniu obu do pojemniczka na króliki miniaturki

. Może to oduczyłoby ich spacerów...
c.d.n.
Bendżi, no gdzie jesteś?

Ja tu o Twoim chrześniaku nawijam
