No ciesze sie, ze trafilysmy na siebie, cieszylam sie kazdym dniem i kazdym jej kroczkiem w moim kierunku, jak sie otwierala, jak Biala ja zaakceptowala i jaka to byla radosc, jak sie razem bawily, jak ciotka jej ustepowala na moich kolanach, na moim brzuchu. To bylo cudowne i takie dobre dla niej, bo ona bardzo chciala miec kontaktyz kotami, a Sabinki nie byly zbyt wyrywne... ale Bialas w koncu stwerdzila, ze niech dzieciakowi bedzie...
MOja staruszka kochana.
Szara pogodzila sie z obecnoscia Molly, ale nie byla zachwycona. Ustawiala gowniarstwo, jak ja usilowalao zagonic do zabawy

Jak sie na nia kladla w lozku. Ale awantur nie bylo.
Dobrze, ze Molly miala koty, brakowaloby jej ich gdyby trafila do bezkotnego domu. Potrzebowala ich bardziej niz lidzi, choc i do nas sie przekonala. Ostatnie przytulasy na czlowieku nalezaly do TZta, lezala na nim w niedziele, miziala sie, przewalala, podstawiala do glaskania, a ja patrzylam na to w zachwycie...