Dorota pisze:Kurka... Kciuki!
Moze wprowadzi sie w poblize jakas kociara.
Latwiej byloby.
Tak, ale to, że ktoś jest kociarzem nie równa się chęci sterylizacji. Jak wiesz. Tu mieszka (ale po przeciwnej stronie ulicy i nie znam jej dobrze, tylko raz czy dwa rozmawiałam) pani, która karmi koty. Oczywiście mówiłam już o sterylizacjach, to zamilkła i uciekła, a nie mam jak powtarzać, bo się nie spotykamy.
Moja sąsiadka, której mówię trwale i prawie codziennie, już się raczej nie zmieni, skoro to trwa jakieś dziesięć lat. I nic nie pomaga (w sensie, nic nie otwiera Jej oczu na sens sterylizacji): ani znaleziony umarły miot, trudne zimy, koty rozjechane przez samochody, opowieść o Żabocie, która miała przecież już coś na macicy, co spowodowałoby jej śmierć. Nic, beton.
Niektórzy ludzie mają tu koty, nawet wiem, gdzie mieszkają (o jednej wiem, gdzie mieszkała), ale nie interesują się bezdomnymi - i tak dobrze, że ich nie prześladują.