podkusiło mnie to teraz mam

stwierdziłam, że Rastek na pewno jest chory, bo znów utył. On naprawdę jeść dostaje bardzo mało, dużo mniej niż Lola, i takie ma wahania wagi, że szkoda patrzeć

W ogóle jest "obły" jak to CoolCaty stwierdziła, i tyje "w dziwnym miejscu" - faktycznie, on tyje w ramionach
Tak więc w sobotę Rustie pojechał razem ze Stasiem do Cioci Samo Zuo na pobranie krwi. Szał i histeria oczywiście, bo on sobie nie pozwala dotykać przednich łap. Zostaliśmy wyproszeni z gabinetu, Ciocia powiedziała, że poradzi sobie sama. Poradziła. TŻ podglądał przez dziurkę od klucza i komentował: "
gryzie ją! nie, zdążyła zabrać rękę! kaganiec! Rastek leży, szarpie się! o rany! wylała coś!" itd. itp. ciekawa byłam, czy w sklepie jest monitoring i Jola za ladą właśnie ogląda wypięty kuper TŻ
Jak weszliśmy z powrotem - cały gabinet wyglądał jak rzeźnia po rannej zmianie, CoolCaty uchlapana krwią, pies takoż, ale wszyscy żywi. No i wczoraj mnie Ciocia poinformowała, że Rastek ma wysoką fruktozaminę

kazała złapać siuśki. No to zachrzaniałam dziś po podwórku, w piżamie i kurtce, z psem na smyczy, w drugiej ręce dzierżąc łyżkę wazową i tak sobie myślałam, że jak ktoś mnie podgląda to zostanę królową
jutuba. Rastuś nie wiedział, o co chodzi, dreptał przy mnie z pytającym wzrokiem i ani myślał siku zrobić. W końcu się nastawił, ja łychę pod siusiora, a tu nagle dwie laski z pieskiem ulicą idą. Rastek na te smyczy szarpnął i zaczął się rwać do płotu, laski się gapią, a ja wrzeszczę na psa, ale wpatrzona jestem jak sroka w gnat w tę cholerną wazówkę, żeby nie wylać. Kretynka, zamiast puścić psa, to usiłowałam do zaprowadzić do domu. I mówię Wam, że wyścigi z jajkiem na łyżce przy moich porannych popisach to pikuś
Ale mam! pięć strzykawek (miałam w domu tylko "dwójki") w foliowej torebce, wszystkie pełne psich sików. Za godzinę zaniosę do seidla i błagam, módlcie się, żeby nie było cukrzycy, bo podawania insuliny temu psu to ja sobie nie wyobrażam, skoro on paniukuje już przy nakraplaniu fiprexu
