Więc tak - źle nie jest ale całkiem dobrze też nie.
Leukocytoza spadła (z 21 do 14) choć nadal jeszcze jest za wysoka. Tzn. miesci sie juz w normach (do 15 w tej skali ale jak wiadomo Mopik zawsze mial ja w dolnej skali, wiec jeszcze cos tam w organizmie buzuje)
Temperatura tak samo - spadła z 40.3 do 39.6 ale nadal o to 1 stopień za dużo.
Szumów/szmerów w płucach świadczących o gromadzeniu się płynu (FIP!) nie stwierdzono, podobnie brzuszek miękki, węzły chłoonne niepowiekszone, kupka jest bez problemu. Na FIP więc to mi nie wygląda. A brak złych wieści to zawsze dobra wieść.
Zalecenia: za tydzień kolejna kontrola i morfologia (na razie nie dostał drugiej dawki antybiotyku, bo wcześniej dostał taki, który działa 2 tygodnie).
A teraz historia związana z wyjściem. Mopik jest chyba dużo mądrzejszy niż stara się udawać, bo rozwalony na fotelu na dźwiek słów "weterynarz" natychmiast na ugiętych nogach zwiał pod łóżko. A pakowany do transportera w łazience lamentował wniebogłosy (co mam za dobry objaw, bo tydzień temu było mu wszystko jedno). Nagle coś mi się tonacja lamentu nie zgadza - a to Kropek, po drugiej stronie drzwi, wył w ramach kociej solidarności. Dosłownie wył. Wpuszczony do łazienki wlazł zjeżony jak szczotka klozetowa


Co prawda moja sympatia do niego opadła po powrocie, bo miałem dla Mopa przygotowane cienkie plasterki wołowiny z carpaccio (niestety kiepski apetyt się utrzymuje... tym też się zajmiemy...) - a to jest jedna z niewiele rzeczy, które ten je bardzo chętnie - a nawet zbyt chętnie, bo ostatnio pożarł sporą porcję naraz i wyrzygał. Więc teraz karmię go porcyjkami co pół godziny. No i mały skurczybyk dorwał się do nich - wlazł na 2 metrową lodówkę, gdzie je postawiłem - i zżarł 2 z 3. A innych nie miałem. Mopik dał się przekonać do mokrego, więc coś tam zjadł, no ale zdrzaźniłem się.
Kropek to sęp niesamowity. Sępi zawsze, wszędzie i wszystko, niezależnie od tego co ma w misce i wszędzie wlezie i wyżre. Nawet jak ma pełną miskę, to porzuca ją i leci sępić, bo może cos lepszego mają...
Swoją drogą zawiesiłem mu feromonową obróżkę, bo ciągle drze paszczę w nocy, drugą (i KalmVet) zamówiłem dla Mopika, bo jednak jest nieustannie rozdrażniony na malucha (który też nie pomaga, "wieszając" mu się na szyi w ramach zachęty do zabawy - może jakby miał 3 miesiące toby Mopik to tak odbierał ale jak robi to kot niewiele od niego mniejszy...), jeczy i buczy nawet gdy np. próbuje go wziąć na ręce (nie zawsze ale często) - nie żeby go coś bolalo, po prostu rozdrażniony. Niby czasem się bawią, obwąchują, tolerują... a potem zaraz wrzask i buczenie Mopa (on zresztą wrzeszczy nawet wtedy, gdy sam próbuje młodego zaczepiać. A czasem próbuje. Wczoraj Kropek latal za laserkiem, i co mijał Mopika, ten walił go łapą w grzbiet ale tak bez szczególnej agresji, raczej na zasadzie "a masz!" niż "zabiję". Tym niemniej postępów nie widze, a nawet regres, bo po pierwszym tygodniu nawet się fajnie ganiali po domu - obstawiam jednak, że potem ten stan zapalny/infekcja po prostu odebrały Mopowi chęć zabawy.
No i mam nadzieję, że to coś da.