shalom pisze:Cześć, jak poranek u kociastych?
jak co dzień
chrup chrup, sik sik
a potem tup, tup, łubudu i gryzu, gryzu

Przyjrzałam się ich walkom porannym i jestem spokojna o bezpieczeństwo Sowy, bo jak ją Loki dopadnie i pochyla głowę, żeby ugryźć, to ona go gryzie w uszy

A ząbki ma jak igiełki. Tak więc on jest zmuszony odpuścić. Nie wiem tylko czemu sobie całkiem nie odpuści.
Tzn. juz zaobserwowałam, że Sowa to też jest aparatka, bo niby go obchodzi szerokim łukiem, ale jak może, to go zaczepia. Chyba uznała, że poranne gonitwy dobrze wpływają na przemianę materii i czasem specjalnie go zaczepia, albo zapomina, że to nie jest kot, którego mozna zaprosić do zabawy.
Jego natomiast strasznie wnerwia, jak ona się bawi, polując, jak goni myszki, rozwija sznurek drapakowy, zeskakuje ze stołu, albo gryzie i kopie szczura. I jak ona gdzieś gna za zabawką, to on rusza za nią, żeby ją ugryźć w grzbiet, albo i co gorsze.
Najgorzej jest, jak się mu rzuci sznureczek, on sobie zapoluje i wtedy przygalopowuje na tych króciutkich raciczkach Zdzisia i też się włącza do zabawy.
Mina Lokiego wyraża wtedy wszystko "znowu ta sowa zepsuła mi zabawę, czemu ona dotyka moich zabawek, jak śmiała wskoczyć na kanapę; zagryzę ją i będzie spokój"
Natomiast jogurt zlizują z jednego talerzyka
Cały czas mnie to zdumiewa - pchanie pysia w jego żarło w ogóle go nie niepokoi, natomiast korzystanie przez Sowę z dużego pokoju doprowadza go do szału.
Ale wczoraj po południu zobaczyłam coś zdumiewającego - Caillou siedziała na stole, wskoczył tam Loki i zaczął jej wąchać głowę (do tej pory tylko ogon i podogonie), spięłam się, żeby zareagować, a tymczasem on ją polizał po czole, bo chyba była czymś pobrudzona.
To nie było przyjacielskie liźnięcie, ale raczej jakby wylizanie czegoś do jedzenia; równie dobrze mogła być podłogą.