» Pt cze 20, 2008 18:05
Trudno opisać, co się działo, kiedy dzieci weszły do jadalni i usiadły przy stolikach.
- U mnie kot mleko pije ! – zawołał jakiś radosny głos.
- U mnie krowa, krowa, jak żywa ! Taka jaką dziadek mieli !
- A u mnie wianek jak u krakowianki !
Na próżno pani Leokadia usiłowała uciszyć dzieciarnię na przemian krzycząc i stukając łyżeczką o stolik – spokój zapanował dopiero wtedy, gdy wszyscy dokładnie obejrzeli swoje kubki i talerze i pochwalili się każdy każdemu, śmiejąc się i wydając okrzyki niedowierzania, bo wszystko, co było na talerzach i kubkach namalowane było jak żywe.
- To Michasi czary – szepnął jeden z chłopców, a drugi tajemniczo mrugnął do niej okiem.
- Takie tam czary – wzruszyła ramionami Michasia, ale widać było, że wierzchem spierzchniętej, czerwonej dłoni ociera łzę wzruszenia. – Ale bo to ja czarować umiem…
Westchnęła i zaczęła napełniać talerze owsianką, Za nią szła kucharka z blaszanym dzbankiem w ręce i nalewała do kubków bladej, przestudzonej herbaty.
- Z tego to nawet owsianka smakuje – rzucił inny chłopiec, a wszyscy przy jego stoliku roześmiali się.
- Gdybym to ja czarować umiała – powiedziała do siebie Michasia – nie kubki i talerze, ale domy bym wam wyczarowała…
Domy…Z ukrycia przyjrzałem się pulchnej, rumianej twarzy Michasi, w której jak dwa koraliki świeciły niebieskie oczy. Domy – pomyślałem, ale tego nawet ja, skrzat domowy Kleofas choć ze starego, baśniowego rodu pochodzący nie potrafiłbym wyczarować…
Przypomniałem sobie stary dwór , w którym upłynęły moje dzieciństwo, i dom w głębi parku, gdzie wkroczyłem w wiek młodzieńczy i serce mi się ścisnęło na wspomnienie beztroski w jakiej biegły tamte dni…powróciły nocne wyprawy na grzbiecie Bazylego, ogniska i smak pieczonych ziemniaków, głos leśnych bębnów bębnów i wygwieżdżone niebo nad głową…
Strach było pomyśleć, że dzieciarnia siedząca nad owsianką tych wspaniałości nigdy nie widziała…i szansa była nikła, że kiedykolwiek zobaczy…
Tak, tak, tak – zastukało moje serce.
Na palcach wymknałem się z jadalni i niepostrzeżenie wszedłem do sypialni chłopców. Za dużą, starą szafą było akurat dość miejsca, aby wygodnie się położyć, zaś szalik który znalazłem – a który leżeć tam musiał od niepamiętnych czasów – zwinięty we czworo doskonale nadał się na posłanie…Położyłem na tuz obok fajkę i wyciągnąłem się na plecach spoglądając w sufit, po którym wędrował pająk na długich, cienkich nogach.
Przymknąłem oczy, a sen, który nadszedł przeniósł mnie w czas mojego dzieciństwa…
Obudziły mnie konspiracyjne szepty i tłumione chichoty, a po chwili, wsłuchawszy się w rozmowę zrozumiałem, że pani Leokadia rozpoczęła właśnie akcję, mającą na celu pojmanie szczurów i ostateczne rozprawienie się z nimi…
- A ja daję głowę, że żaden z nich się na to nie nabierze – rzekł jeden z chłopców. – Szczury sś bardzo mądre.
Drugi z chłopców wyjął z kieszeni tubkę kleju i przykleił do boku szafy niedużą karteczkę.
Szanowne Szczury – napisano było na kartce – prosimy uważać.
Stara wiedźma wypowiedziała Wam wojnę. Prosimy nie jeść niczego
z podłogi i nie zaglądać pod kredens w jadalni.
- Dla pewności – dodał i przyklepał kartkę dłonią.
- Cisza nocna ! Cisza nocna ! – głos pani Leokadii niósł się po krętym korytarzu jak syrena strażacka.
Chłopcy jeden przez drugiego rzucili się do łóżek i w sama porę, bowiem głowa pani Leokadii wsunęła się do pokoju przez uchylone drzwi.
- A my już śpimy - odezwał się glos spod ściany, który szybko skojarzyłem z drobnym, czarnowłosym chłopcem, tym, który na dnie swojej miski znalazł dziadkowe krowy.
- Kto śpi nie grzeszy – rzuciła z namaszczeniem pani Leokadia, zamknęła drzwi i poszła dalej.
Kiedy ucichło stukanie obcasów zająłem swoje miejsce na parapecie parapecie zaklaskałem w dłonie.
- Michasiu, dziękujemy, dziękujemy ! – chłopcy momentalnie zerwali się z łóżek. – ale Michasia poczarowała…
- I nawet owsianka smaczna była – rzekł tęsknie głos spod okna, który należał do wysokiego, chudego chłopca o wielkich oczach.
- Gdzie siadł, tam siadł, byle dobrze zjadł – zachichotałem, a chłopcy wybuchnęli głośnym śmiechem.
- To o czym bajka dzisiaj będzie ? – zapytali chórem.
- O domu – powiedziałem. – O tym, co się waszemu domowi sni, kiedy wszyscy położą się do snu…
- A co, co mu się śni ?
- Śnią mu się kolorowe ściany…- zacząłem – i szczęśliwe dzieci. I bajki, które opowiada się do snu…
Usiadłem wygodnie i popłynęła opowieść o pogodnym, radosnym dzieciństwie, zabawach w Indian i walkach na poduszki, o orderach z rzepów rosnących przy drodze i pieczonych ziemniakach posypywanych grubą solą…
A gdy chłopcy zasnęłi zeskoczyłem z parapetu i mijając metalowe łóżka zobaczyłem uśmiech na każdej twarzy.
Ledwie zdążyłem zmrużyć oczy zaskrzypiały sprężyny jednego z łóżek i i czarnowłosy chłopiec spuścił nogi na podłogę.
Na palcach poszedł w stronę drzwi, a ja podążyłem za nim, jak mały szary ledwie widoczny cień.
Chłopiec sunął na palcach wzdłuż ściany, w każdej chwili gotów do ucieczki, aż dotarł do drzwi zza których rozlegało się donośne chrapanie.
- Kierownik placówki – odczytałem w słabym świetle żarówki i nawet, gdyby na drzwiach nie było żadnej tabliczki i tak domyśliłbym się ,że pokój należał do pani Leokadii.
Na oknie nie było ani jednej doniczki, żakiet w kolorze musztardy wisiał sztywno na wieszaku, a obok łóżka stały pantofle z różowymi pomponami na noskach.
Chłopiec pochylił się, chwilę przyglądał się pantoflom, po czym wziął jeden z nich i na palcach wycofał się na korytarz.
A potem z pantoflem w dłoni pobiegł do jadalni, gdzie pod kredensem szczerzyła stalowe zęby pułapka na szczury.
Szczęki z trzaskiem zamknęły się na kapciu, a chłopiec z podziwem spojrzał na swoje dzieło.
cdn

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!