Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Wto cze 17, 2008 10:27

:lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Wto cze 17, 2008 10:45

O, a w następnym odcinku Kleofas na pewno podmieni kartki, żeby dziewczynka na pewno została Beatą....

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto cze 17, 2008 17:32

Potężne kichnięcie Michasi obiło się o ściany korytarza niby grzmot, a zaraz po nim drugie i trzecie.
Skuliłem się za metalowym, nieprzyjemnie zimnym koszem na śmieci skąd miałem już tylko jeden sus w stronę uchylonych drzwi, spoza których dobiegał cichy dźwięk do złudzenia przypominający miauczenie kota.
Więc to tak - pomyślałem i jednym skokiem znalazłem się za drzwiami. Michasia kichała raz po raz,
ale oprócz niej, kucharki i pani Leokadii w pokoju nie było nikogo…jeśli nie liczyć niedużego zawiniątka które leżąc na stole wydawało owe płaczliwe piski.
- Dziewczynka – powiedziała triumfująco pani Leokadia.
- Tak, tak, jeszcze jedna do pomocy we wszystkim…- pociągnęła nosem Michasia.
- Wydawało mi się, czy też słyszałam jakąś uwagę …? – pani Leokadia zrobiła kwaśną minę. – Jeśli Michasia ma coś do powiedzenia… - w odpowiedzi Michasia kichnęła siarczyście – No.
Pani Leokadia wydała zwycięskie sapnięcie i spojrzała w stronę szafy.
- Pudełko proszę – powiedziała. – A do zeszytu zapiszemy ‘Kowalska’
W pokoju było ciepło, ale moje serce nagle zamieniło się w bryłkę lodu. Nie tak wyglądało nadawanie imion u baśniowego ludu, ani wśród mieszkańców mojego miasta. Każdy taki dzień był radosny i kończył się poczęstunkiem. Przez dom przewijali się bliżsi dalsi i krewni, znajomi i przyjaciele. Nowy przybysz zaś, nie bardzo zdając sobie sprawę, z ważności owego dnia leżał w przytulnej kołysce, a za oknem specjalnie dla niego świeciła gwiazda.
- No i gdzie to pudełko – zapytała ze zniecierpliwieniem pani Leokadia.
- Gdzieś musiało się zapodziać – pociągnęła nosem Michasia.
Wieczorny wiatr poruszył firanką. Odruchowo spojrzałem w okno i z niedowierzaniem zamrugałem oczyma. Spomiędzy chmur, prostą, złotą, linią biegł dług, cienki, migoczący promień i mógł on należeć tylko do jednej jedynej gwiazdy. Promień oparł się o szybę i zamarł.
- Beata – szepnąłem przypominając sobie dawno zasłyszane imię. Szczęśliwa; tak tłumaczył to Jan.
Ale Ewelina chciała dać córce imię swojej babci i Beata pozostała bezdomna podobnie jak dziecko leżące na stole i oczekujące na szczęśliwsze czy mniej szczęśliwe zrządzenie losu. Pani Leokadia chrząknęła.
- Skoro pudełko się zapodziało to niech będzie Józia.
- O nic nie proszę – szepnąłem cicho. – Gwiazdo opiekunko, skoro znalazłaś mnie tutaj, rozjaśnij życie tego dziecka, od początku skazanego na smutek.
- Jest – wykrzyknęła Michasia i spod sterty starych gazet wyciągnęła nieduże, szare, mocno sfatygowane pudełko.
Ręka pani Leokadii trzymająca pióro zamarła. Na jeden moment wisząca pod sufitem biała, okrągła lampa zgasła i w pokoju zaległ miękki mrok, w którym kanty sprzętów nagle złagodniały.
- Co za dzień – prychnęła pani Leokadia i otworzyła pudełko. Włożyła doń rękę, chwilę w nim szeleściła i wyjęła złożoną na czworo niedużą karteczkę. – Beata – odczytała. – Też coś! Beata! Fanaberie! Pewnie Michasia mi tę Beatę podrzuciła.
W odpowiedzi Michasia rozpaczliwie kichnęła i przecząco zamachała głową. Pani Leokadia odłożyła na bok kartkę i ponownie sięgnęła do pudełka.
- To wbrew przepisom! – pociągnęła nosem Michasia.
- Beata! – przeczytała z niedowierzaniem pani Leokadia. – Mówiłam, żeby na bok odłożyć.
Ale poprzedni zwitek papieru leżał na stole, tuż obok pudełka.
- Koniec żartów! – syknęła rozwijając następną kartę, a potem jeszcze jedną i jeszcze jedną i jeszcze.
Widocznie ktoś wysłuchał mojej prośby, bo na każdej kartce, czarno na białym napisane było ‘Beata’
- No to niech już będzie ta ‘Beata’ – warknęła pani Leokadia i skrzypiąc stalówką nagryzmoliła w zeszycie imię, po czym wyszła z pokoju trzasnąwszy drzwiami.
I gdybym nie był tak pochłonięty tym co się działo, zobaczyłbym parę zielonych oczu błyszczących w pół mroku niczym dwie gwiazdy. Kiedy na korytarzu ucichło echo kroków pani Leokadii, Michasia pochyliła się nad dzieckiem i szepnęła;
- Może to imię pomoże ci w życiu.
Wymknąłem się za kichającą raz po raz Michasią i poczekałem, aż ułoży dziecko w białym, metalowym łóżeczku. Gdy dziewczynka, nieświadoma swych dalszych losów, zasnęła, wycofałem się na korytarz. Lecz gdybym pozostał w pokoju jeszcze przez chwilę, zobaczyłbym jak nieduży zwinny cień wskakuje przez okno i układa się obok dziecka. Ale zamiast tego pobiegłem do jadalni, gdzie w ciężkim, ponurym, starym kredensie, stały zimne, białe talerze i niekształtne, fajansowe kubki. Oczyma wyobraźni zobaczyłem kolorowe kwiaty, kury i kogutki i śmieszne napisy wyzierające z dna misek. Usiadłem na pomalowanym na biało drewnianym parapecie pogrążyłem się w myślach. Pani Leokadia nie wyglądała na osobę, która zwracała by uwagę na kolorowe miski, miski, które na jarmarku, przyciągały oczy wszystkich ludzi. I dopiero wtedy przyszło mi do głowy, że garncarz na którego wozie przejechałem kawałek swej drogi, musiał jechać na jakiś jarmark.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto cze 17, 2008 17:40

Niech żyje Beata :!:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro cze 18, 2008 20:00

35

Zmęczony natłokiem myśli, wydarzeniami całego dnia sam nie pamiętam jak usnąłem. Obudziło mnie szarpnięcie za kubrak.
Niechętnie otworzyłem oczy i zobaczyłem niebezpiecznie blisko siebie ostry pyszczek spoglądający na mnie przenikliwym wzrokiem.
- No proszę, proszę – pisnął szczur – kogóż my tutaj mamy…prawdziwy domowy, taki, o jakich opowiada w kuchni Michasia…
- Prawdziwy domowy – przytaknąłem.
- A skąd się wziął ? – indagował szczur. – Bo chyba nie z michasinego bajania…?
- Jestem Kleofas Wieczysty ze Złociejowa – odparłem. W ciągu ostatniego czasu spotkało mnie tyle dziwnych rzeczy, że nawet rozmowa ze szczurem wydała mi się być najnormalniejsza rzeczą pod słońcem.
Szczury, rzecz jasna, należały do wrogów Klanu Drapieżców Drapieżców żaden szanujący się jego członek nigdy nie wdawał się z nimi w dyskusje, ale, ostatecznie, byłem tylko przyjacielem Klanu, co nie zobowiązywało mnie do przestrzegania wszystkich jego praw…a być może od urodzenia należałem do tych, którzy nie znają Prawa ?
- Czuję się naprawdę zaszczycony – odparł szczur. – Zwą mnie Wyskrobek, a moja rodzina mieszka tutaj od niepamiętnych czasów…
Od niepamiętnych czasów…powtórzyłem w myślach, głośno zaś zapytałem :
- To znaczy, że wiesz wszystko o tym domu i o tym mieście …?
Szczur uśmiechnął się pokazując szereg białych, ostrych zębów.
- Zgadza się – odpowiedział. – Dom, w którym się znajdujemy został zbudowany….bardzo wiele naszych pokoleń temu…kiedy mój pra-pra-pra-pra-….- zawahał się i zaczął obliczać coś na palcach łap mrucząc przy tym niezrozumiale pod nosem.
- Taaa – powiedział w końcu. – Najpierw sprowadził się tutaj Wydrapek, i przyszły na świat jego dzieci, Marszczynos i Kręcichwost…potem …potem…nieważne. Ale znam ten dom jak własną norę.
- Zawsze było tu tak smutno ? – zapytałem.
- Nie zawsze – odparł Wyskrobek. – Dopiero kiedy ta zmora, Leokadia…
Pokiwałem głową.
- Nie zagrzejesz tu długo miejsca – rzekł smętnie szczur – bo baśnie nie mają wstępu do tego domu…
Zresztą w piecu pali się tylko w zimie…
W kilku słowach wytłumaczyłem mu, ze nie mam zamiaru tu zostawać, tylko próbuję odnaleźć kota z czerwoną kokardą i przy okazji załatwić coś bardzo ważnego.
- Nie mówmy o kotach – ofuknął mnie szczur. – A jeśli chodzi o twoje ważne plany, to….?
Wzruszyłem ramionami.
- Na początku zamierzałem trochę rozweselić te dzieciaki – odparłem. – Ale teraz wydaje mi się, że należałoby wszystko zmienić…
Szczur zachichotał.
- Rozweselić to i ja próbuję… - powiedział. – Najlepiej bawią się, kiedy przebiegam przez jadalnię…Leokadia drze się jak opętana, a kucharka nawet zbiła kilka talerzy…Oczywiście dzieci się śmiały, i za karę nie dostały ciasta na podwieczorek…
Zbiła kilka talerzy ! Gdyby tak – doznałem olśnienia – rozbiły się wszystkie talerze…te ohydnie białe i ciężkie…i te wstrętne kubki…
- Powiedz mi – zapytałem mając w głowie gotowy plan – czy w mieście są jarmarki ?
Szczur zakręcił długim, cienkim ogonem.
- Jarmarki ? – powtórzył. – Takie z katarynka, karuzelą i watą cukrową ? Jeśli o to ci chodziło, to nie. Ale raz w tygodniu przyjeżdżają chłopi i przywożą na wozach ziemniaki, marchew…stolnice, walki, garnki i miski…
Serce podskoczyło w mojej piersi i zatłukło się jak szalone.
- Michasia z kucharka zawsze chodzą na targ…O piątej rano, kiedy jeszcze nie ma tłoku..
Szczur poruszył nosem, wąsami i spojrzał na mnie błyszczącymi oczkami.
- Akurat jutro wypada dzień targowy, dlatego tak wcześnie poszły spać…= powiedział.
- To one nie wracają do domu ? – zdziwiłem się, bo przyszło mi do głowy, że Sierociniec był ostatnim miejscem na ziemi, gdzie ktoś mógłby chcieć zostać na noc z własnej woli.
- One mieszkają tutaj – wyjaśnił szczur. – Kiedyś były małymi dziećmi, a gdy dorosły pozwolono im pozostać…
Pomyślałem, że pewnie dlatego tak bardzo boja się pani Leokadii i powróciłem do tematu targu.
- I te miski i garnki można kupić zawsze ? – zapytałem.
- Nie zawsze – odparł szczur – Garncarz przyjeżdża tu od niedawna. Ale jakie cuda ze sobą przywozi….
Wraca do domu z pustym wozem…
- Hurra – krzyknąłem na całe gardło a szczur położył łapkę na pysku.
Pokiwałem uspokajająco ręką i usiadłem na schodach. Wyskrobek usiadł obok i nastawił uszu.
- W sumie może się udać – powiedział. – Gdyby tak wszystko rozbiło się w drobny mak…
- Myślałem o tym – odparłem – ale to będzie bardzo trudne.
- Nie będzie – odparł z przekonaniem Wyskrobek.
- Wszystko musi stłuc się w jednej chwili, bo inaczej hałas postawi na nogi cały dom.
Szczur poruszył wąsikami.
- Nic trudnego – rzekł. Rozejrzał się dokoła i wydał cichy, ledwie słyszalny pisk.
Za moimi plecami coś zaszeleściło, zachrobotało i jak spod ziemi pojawiły się trzy, kropka w kropkę przypominające Wyskrobka szczury.
- Moi bracia – rzucił Wyskrobek i odwołał na bok całą trójkę. Chwilę szeptali pomiędzy sobą kręcąc ogonami, co jakiś czas wybuchali piskliwym śmiechem aż w końcu Wyskrobek podniósł łapę i ruchem głowy wskazał drzwi od jadalni.
Zanim dołączyłem do nich byli już zajęci podgryzaniem nóg starego, ciężkiego i ponurego kredensu, a rytmiczne skrobanie niosło się echem po korytarzu.
- Paskudztwo – rzekł Wyskrobek i splunął.
Srebrne światło księżyca rzucało na ścianę groteskowo wyolbrzymione, wąsate cienie uwijające się dokoła nóg kredensu. Stanąłem na czatach paląc fajkę i z niedowierzaniem obserwując rosnącą górę wiórków.
Kiedy za oknem pojaśniało i w odległym parku rozśpiewały się ptaki kredens runął z hukiem miażdżąc sterylnie białe talerze i ciężkie jak ołów kubki. Z podłogi podniósł się obłok kurzu, a Wyskrobek aż zatarł łapy z uciechy.
- Biel zawsze jakoś nieprzyjemnie kojarzyła mi się z laboratorium…- mruknął i pociągnął mnie za sobą, bowiem środkiem korytarza biegła pani Leokadia w rozwianym szlafroku i kapciach z różowymi pomponami.
Kiedy wbiegła do jadalni i ujrzała ogrom zniszczenia z jej ust wydarł się jęk zgrozy.
- Michasiu ! – zawołała teatralnym gestem przyciskając dłonie do serca. – Michasiu, krople !
- Ojej – jęknęła Michasia zatrzymując się w progu jadalni. Pochyliła się i wzięła do ręki jedna ze skorup. – Ani jeden nie ocalał, proszę pani.
- Ani jeden ? – krzyk pani Leokadii zerwał z łóżek wszystkie dzieci. – To katastrofa !!!
Spojrzała na ścienny zegar pokazujący wpół do piątej i zmarszczyła brwi.
- Niech Michasia się ubiera i biegnie do miasta – rozkazała. – Bez talerzy nie podamy śniadania !
- A…ale – zająknęła się Michasia.
- Nie ma żadnego „ ale” . Niech nawet nie wraca bez talerzy.
- I o to nam chodzi – szepnął prosto w moje ucho Wyskrobek łaskocząc mnie wąsami.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw cze 19, 2008 6:47

MaryLux pisze:Ależ to nie to pokolenie, które do Złociejowa pojechało... W TYM sierocińcu z Michasią była późniejsza Wychowawczyni - ale jako dziecko... I to do niej trafił Brązowy Kot...

ups... :oops: troche się pospieszyłam :oops: , faktycznie, to musiało być inne pokolenie...sorry :oops:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Czw cze 19, 2008 7:41

talerze choc brzydkie to jednak stłukły się na szczęście :lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw cze 19, 2008 10:20

:)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw cze 19, 2008 10:20

:)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Czw cze 19, 2008 18:09

Tymczasem pani Leokadia pochyliła się nad przewróconym kredensem i bacznie przyjrzała się jego nogom.
- Niemożliwe ! – krzyknęła, znalazł kucharka błyskawicznie pojawiła się u jej boku.
Wyskrobek zatarł łapki, ale jego bracia nie wyglądali na w pełni usatysfakcjonowanych.
- Coś jeszcze ? – zapytał spoglądając na braci małymi, czarnymi oczkami.
Jeden z nich przysunął nos do jego ucha i coś cicho szepnął, a Wyskrobek z aprobatą poruszył wąsami.
Nim zdążyłem zorientować się, co się święci cała czwórka wypadła na środek jadalni i szczepiona ogonami odtańczyła dziki taniec wydając przy tym głośne piski i kwiki.
- Król szczurów ! – wrzasnęła pani Leokadia i w mgnieniu oka wyskoczyła na stół. Przyznać muszę, że widok był bardzo zabawny , bowiem zaraz po niej na stole znalazła się kucharka … szczury zaś pokręciły się jeszcze po jadalni, po czym wypadły na korytarz gdzie stałem ukryty za blaszanym koszem na śmieci.
- I jak … ? - zapytał jeden z braci Wyskrobka.
- Wspaniale – odparłem zgodnie z prawdą.
Zaś sam Wyskrobek spojrzawszy poważnie na swych braci powiedział :
- Teraz trzeba będzie wynieść się na jakiś czas…Leokadia gotowa sprowadzić tu jakiegoś zaklinacza, albo, co gorsza kota…
- Ale było warto – obstawał przy swoim brat.
- Było, było – skapitulował Wyskrobek. – Prawdę mówiąc sam miałem już dosyć tego babska…Tu pułapka, tu ziarno przyprawione strychniną, tu potłuczone szkło…po prawdzie metody prymitywne, ale dość dokuczliwe.
- Ludzie nie doceniają naszej inteligencji – rzekł drugi z braci.
- Właśnie – zgodził się trzeci.
Spojrzałem na szczury naradzające się nad nową kryjówką i poczułem się winny – ostatecznie, gdyby nie ja, nie doszłoby do porannego incydentu, ale gdy wyraziłem głośno swoje zdanie Wyskrobek pokręcił głową.
- My, szczury – powiedział – mamy swoje tajemne korytarze…Do nas należą podziemia miasta…A wynosimy się tylko na chwilę…Jeśli chodzi o mnie to nie zostawiłbym za nic tych dzieciaków…Wrócimy za tydzień, góra dwa…a do tego czasu…
Urwał i spojrzał na mnie .
- …do tego czasu mógłbyś mieć na wszystko oko, rzecz jasna, jeśli za bardzo ci się nie spieszy.
Pomyślałem o brązowym kocie, ale na jego obraz nałożyły się sylwetki dzieci w jednakowych sukienkach.
Na chwilę wstrzymałem oddech i nakazałem szczurom milczenie.
- Tak, tak, tak – wystukało moje serce.
- Zgoda – odpowiedziałem i wszyscy uścisnęliśmy sobie ręce.
- Przed kamienica jest klapka od kanału – powiedział Wyskrobek. – Jeśli coś byłoby nie tak wystarczy, że zagwiżdżesz.
- A żeby ci się nie nudziło – dodał pierwszy z braci – w suterenie mieszka stróż. Zawsze zostawia tytoń na oknie…
- Palisz fajkę ? – zdziwiłem się, ale szczur pokręcił głową.
- Żuję – odpowiedział szczerząc w uśmiechu żółte zęby.
- Komu w drogę, temu czas – zakomenderował Wyskrobek i szczury, jeden za drugim znikły pod obluzowaną deską pod schodami. Jej skrzyp zagłuszyło kichnięcie Michasi.

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pt cze 20, 2008 7:17

:lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pt cze 20, 2008 10:43

:dance: :dance2: :balony:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt cze 20, 2008 18:05

Trudno opisać, co się działo, kiedy dzieci weszły do jadalni i usiadły przy stolikach.
- U mnie kot mleko pije ! – zawołał jakiś radosny głos.
- U mnie krowa, krowa, jak żywa ! Taka jaką dziadek mieli !
- A u mnie wianek jak u krakowianki !
Na próżno pani Leokadia usiłowała uciszyć dzieciarnię na przemian krzycząc i stukając łyżeczką o stolik – spokój zapanował dopiero wtedy, gdy wszyscy dokładnie obejrzeli swoje kubki i talerze i pochwalili się każdy każdemu, śmiejąc się i wydając okrzyki niedowierzania, bo wszystko, co było na talerzach i kubkach namalowane było jak żywe.
- To Michasi czary – szepnął jeden z chłopców, a drugi tajemniczo mrugnął do niej okiem.
- Takie tam czary – wzruszyła ramionami Michasia, ale widać było, że wierzchem spierzchniętej, czerwonej dłoni ociera łzę wzruszenia. – Ale bo to ja czarować umiem…
Westchnęła i zaczęła napełniać talerze owsianką, Za nią szła kucharka z blaszanym dzbankiem w ręce i nalewała do kubków bladej, przestudzonej herbaty.
- Z tego to nawet owsianka smakuje – rzucił inny chłopiec, a wszyscy przy jego stoliku roześmiali się.
- Gdybym to ja czarować umiała – powiedziała do siebie Michasia – nie kubki i talerze, ale domy bym wam wyczarowała…
Domy…Z ukrycia przyjrzałem się pulchnej, rumianej twarzy Michasi, w której jak dwa koraliki świeciły niebieskie oczy. Domy – pomyślałem, ale tego nawet ja, skrzat domowy Kleofas choć ze starego, baśniowego rodu pochodzący nie potrafiłbym wyczarować…
Przypomniałem sobie stary dwór , w którym upłynęły moje dzieciństwo, i dom w głębi parku, gdzie wkroczyłem w wiek młodzieńczy i serce mi się ścisnęło na wspomnienie beztroski w jakiej biegły tamte dni…powróciły nocne wyprawy na grzbiecie Bazylego, ogniska i smak pieczonych ziemniaków, głos leśnych bębnów bębnów i wygwieżdżone niebo nad głową…
Strach było pomyśleć, że dzieciarnia siedząca nad owsianką tych wspaniałości nigdy nie widziała…i szansa była nikła, że kiedykolwiek zobaczy…
Tak, tak, tak – zastukało moje serce.
Na palcach wymknałem się z jadalni i niepostrzeżenie wszedłem do sypialni chłopców. Za dużą, starą szafą było akurat dość miejsca, aby wygodnie się położyć, zaś szalik który znalazłem – a który leżeć tam musiał od niepamiętnych czasów – zwinięty we czworo doskonale nadał się na posłanie…Położyłem na tuz obok fajkę i wyciągnąłem się na plecach spoglądając w sufit, po którym wędrował pająk na długich, cienkich nogach.
Przymknąłem oczy, a sen, który nadszedł przeniósł mnie w czas mojego dzieciństwa…
Obudziły mnie konspiracyjne szepty i tłumione chichoty, a po chwili, wsłuchawszy się w rozmowę zrozumiałem, że pani Leokadia rozpoczęła właśnie akcję, mającą na celu pojmanie szczurów i ostateczne rozprawienie się z nimi…
- A ja daję głowę, że żaden z nich się na to nie nabierze – rzekł jeden z chłopców. – Szczury sś bardzo mądre.
Drugi z chłopców wyjął z kieszeni tubkę kleju i przykleił do boku szafy niedużą karteczkę.
Szanowne Szczury – napisano było na kartce – prosimy uważać.
Stara wiedźma wypowiedziała Wam wojnę. Prosimy nie jeść niczego
z podłogi i nie zaglądać pod kredens w jadalni.
- Dla pewności – dodał i przyklepał kartkę dłonią.
- Cisza nocna ! Cisza nocna ! – głos pani Leokadii niósł się po krętym korytarzu jak syrena strażacka.
Chłopcy jeden przez drugiego rzucili się do łóżek i w sama porę, bowiem głowa pani Leokadii wsunęła się do pokoju przez uchylone drzwi.
- A my już śpimy - odezwał się glos spod ściany, który szybko skojarzyłem z drobnym, czarnowłosym chłopcem, tym, który na dnie swojej miski znalazł dziadkowe krowy.
- Kto śpi nie grzeszy – rzuciła z namaszczeniem pani Leokadia, zamknęła drzwi i poszła dalej.
Kiedy ucichło stukanie obcasów zająłem swoje miejsce na parapecie parapecie zaklaskałem w dłonie.
- Michasiu, dziękujemy, dziękujemy ! – chłopcy momentalnie zerwali się z łóżek. – ale Michasia poczarowała…
- I nawet owsianka smaczna była – rzekł tęsknie głos spod okna, który należał do wysokiego, chudego chłopca o wielkich oczach.
- Gdzie siadł, tam siadł, byle dobrze zjadł – zachichotałem, a chłopcy wybuchnęli głośnym śmiechem.
- To o czym bajka dzisiaj będzie ? – zapytali chórem.
- O domu – powiedziałem. – O tym, co się waszemu domowi sni, kiedy wszyscy położą się do snu…
- A co, co mu się śni ?
- Śnią mu się kolorowe ściany…- zacząłem – i szczęśliwe dzieci. I bajki, które opowiada się do snu…
Usiadłem wygodnie i popłynęła opowieść o pogodnym, radosnym dzieciństwie, zabawach w Indian i walkach na poduszki, o orderach z rzepów rosnących przy drodze i pieczonych ziemniakach posypywanych grubą solą…
A gdy chłopcy zasnęłi zeskoczyłem z parapetu i mijając metalowe łóżka zobaczyłem uśmiech na każdej twarzy.
Ledwie zdążyłem zmrużyć oczy zaskrzypiały sprężyny jednego z łóżek i i czarnowłosy chłopiec spuścił nogi na podłogę.
Na palcach poszedł w stronę drzwi, a ja podążyłem za nim, jak mały szary ledwie widoczny cień.
Chłopiec sunął na palcach wzdłuż ściany, w każdej chwili gotów do ucieczki, aż dotarł do drzwi zza których rozlegało się donośne chrapanie.
- Kierownik placówki – odczytałem w słabym świetle żarówki i nawet, gdyby na drzwiach nie było żadnej tabliczki i tak domyśliłbym się ,że pokój należał do pani Leokadii.
Na oknie nie było ani jednej doniczki, żakiet w kolorze musztardy wisiał sztywno na wieszaku, a obok łóżka stały pantofle z różowymi pomponami na noskach.
Chłopiec pochylił się, chwilę przyglądał się pantoflom, po czym wziął jeden z nich i na palcach wycofał się na korytarz.
A potem z pantoflem w dłoni pobiegł do jadalni, gdzie pod kredensem szczerzyła stalowe zęby pułapka na szczury.
Szczęki z trzaskiem zamknęły się na kapciu, a chłopiec z podziwem spojrzał na swoje dzieło.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob cze 21, 2008 10:43

:lol:
No to narozrabiał Kleofas w sierocińcu :!:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob cze 21, 2008 14:08

Kapeć w pułapce na szczury 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O 8O Chciałabym widzieć minę Leokadii :)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Anna2016, Google [Bot] i 267 gości