Aha, to ja się muszę po prostu przyzwyczaić do skoków cukru. To już spokojniej. Bo jak mi dzisiaj ta czwórka na początku się pokazała, to już zawał

I do tego za chwilę wyjazd z Cosią do kliniki, lekko mnie przejechała sytuacja.
A Paś spał grzecznie w domu z Bratu, miski były pochowane. No chyba, że myszy mam w domu
Chłopcy czasami tylko zostają w Hiltonie, to wszystko zależy od Mamy, bo jak ten dziki czarny nie mój kot wieczorem się pierwszy uwali w Hiltonie to nie ma na Chłopaków mocnych, jeden z prawej, drugi z lewej i mogę sobie wołać do rana.
No, uzależniłam się od Neospasminy, ale to przez Czitusię, to dłuższa opowieść na inną okazję.
Ale mieć pod ręką muszę, a dzisiaj nie miałam. I po całej akcji z drapieżną Cosią, gdy już spakowałyśmy się do taksówki, to poprosiłam pana w drodze do domu, żeby się zatrzymał przy aptece, bo musiałam, no musiałam

.
A pani magister mi opowiedziała o pewnej klientce, która w tejże aptece przychodziła po Neospasminę często. Naprzód raz w tygodniu, potem co trzy dni, co dwa, codziennie i....i już nie przychodzi
A teraz pokażę co będziemy w środę operować Cosi, to na brzegu uszka:

Wielkości groszku, wisi prawie na włosku, no może na cieniutkim dwu milimetrowym rąbku uszka.
Zabieg będzie trwał 3 minuty, góra 5 jeżeli z szyciem.
Podobno, być może, od zapalenia mieszka włosowego. I Cosia to rozwala co jakiś czas, więc trzeba ciachnąć. Niby drobiazg, ale wymagane badania krwi, usg serduszka, narkoza wziewna, intubacja i cała opieka potem, może kołnierz.
To jak bez tej Neospasminy
