Witam i zapraszam. Wszystkie kociątka są już w nowych domach, a kolejne nie zostały jeszcze poczęte.
Klaudia, mi też było bardzo miło Cię zobaczyć. Wystawa fotografii bardzo mi się podobała. Nie wiedziałam wcześniej, że tak bardzo lubię ciekawe zdjęcia. A dzięki Tobie się dowiedziałam. Szkoda tylko, że mam taką krótką smycz czasową... Ale jak się jest "matką Polką", to się tak już ma. Linki do zdjęć pokażę TŻowi. Zbliża się Boże Narodzenie...
Rano siedzieliśmy sobie przy stole w kuchni, spokojnie jedząc śniadanko. Ja i dzieci, bo TŻ wyszedł o szóstej do pracy. Mam w tym tygodniu komfort, bo pracuję po południu i nie muszę wstawać przed piątą. Paweł wziął na kolana Gustawka. Zawsze to miło zacząć dzień od przytulania ukochanego kota. Chłopiec jedną ręką podtrzymywał kocurka żeby było mu stabilnie, a drugą na zmianę: jadł kanapkę i głaskał futerko. Nie przesadzam z reżimem bakteriologicznym: w końcu wszystkie rodzinne bakterie nasze są. Futerko też nie było narażone na tłuste plamy, bo kanapka nie była brudząca. No więc siedzimy sobie i rozmawiamy, żując i popijając. Gustawcio jest nieco większych rozmiarów, niż kolana Pawła, więc leżał sobie nieco skulony, w pozycji ginekologicznej, z uniesioną główką i pleckami opartymi na klatce piersiowej Pawła. Wielkimi, okrągłymi oczkami, z niemowlęcym zadziwieniem na twarzy, bacznie obserwował otoczenie. Ja zaś przyglądałam się jemu, wypatrując niewerbalnych komunikatów w stylu: "niech on mnie już puści, bo zaraz puszczę pawia". Bo wiedziałam, że kotek jest już po swoim śniadanku i wiedziałam również, ile pożywienia się w nim zmieściło... W końcu sama go karmiłam, jak tylko wstałam z łóżka. Ale Gustawek siedział sobie z nami całkiem zadowolony i spokojny. Ogonek mu zwisał luźno i nieruchomo, osłaniając nogi mojego syna, jak jakieś pierzaste boa chimerycznej damy i obwieszczając całemu światu dobrostan właściciela. Uszka Gustawka, ustawione w beztroskiej pozycji, badawczo przysłuchiwały się prowadzonej przy stole rozmowie, chociaż sam Gustawek ani jednego miauknięcia z siebie nie wydał. Słowem: sielanka.
Paweł przemawiając czule, głaskał duży i nad wyraz miękki brzuszek, który się gdzieniegdzie zmarszczył w fałdki w wymuszonej pozycji. Wśród zachwytów różnego rodzaju i kalibru, wyłowiłam następujący tekst:
- Gustawciu, ale ty masz kaloryfer! Chodziło się na "siłkę" z kociakami, co?