Co za dzień... szkolenie, o które miałam taki żal, że to w piątek 5h trzeba siedzieć, okazało się super sprawą, pierwsze szkolenie z którego faktycznie dużo wyniosłam ... plus prowadzone przez nauczycielkę z gimnazjum. Zazwyczaj przyjeżdżają na takie imprezy jacyś szkoleniowcy, co to w ogóle nie znają realiów naszych szkól i chrzanią takie farmazony, które można wymyślić tylko siedząc za biurkiem, a nie pracując z, często trudną, młodzieżą.
Wracając do domu postanowiłam nielegalnie skrócić sobie drogę i przejść przez 4 pasy jezdni (gdzie nie ma przejścia

) Między nimi jest pas zieleni (tzn są po 2 pasy w każdą stronę) i tam, dokładnie w tym miejscu gdzie ja nielegalnie przechodzę, leżał gołąbek. Myślałam, że sobie tylko siedzi w dość dziwnym miejscu (dużo aut), ale jak podeszłam to nie przestraszył się i nie odleciał. Zobaczyłam, że obie nóżki ma wyciągnięte i nieruchome... nie mogłam go zostawić samego w takim miejscu i na takim słońcu. Zadzwoniłam do męża, przyszedł z pudełkiem i zabraliśmy gołąbka do naszej pani wetki. Byłam gotowa oczywiście zapłacić za całe leczenie, ale lekarka powiedziała, że w tym stanie humanitarniej będzie już mu ulżyć w cierpieniu

I zdałam sobie sprawę, że jestem jakimś niestabilnym emocjonalnie stworem, bo po prostu się tam popłakałam jak wariatka jakaś...
Ale lepsze to niż bycie pożartym przez inne zwierzęta i dogorywanie w słońcu. Na pewno był bardzo przestraszony, bidulek

Może tak miało być, może miałam właśnie tam go dzisiaj znaleźć
