Dzięki...

Była u weta i stąd to wszystko. powiedziałam jaka sytuacja, że przy podawaniu antybiotyku był spokój a ledwo dzień po już w nocy kaszlała. I wet powiedział, że w tej sytuacji należy zrobić prześwietlenie, bo to może być jakiś guz, jakaś zmiana anatomiczna, jakieś nacieki i inne cuda boskie, skoro antybiotyk nie zadziałał. Kazał ją wypościć i przyjść rano, będą ją usypiać, zrobią prześwietlenie i przez kilka godzin ma zostać w lecznicy dopóki się nie obudzi. Ja już po prostu gula w gardle jak usłyszałam o tym guzie, walczę ze sobą, żeby się nie rozbeczeć i myślę - nie, wytrzymam, nie będę robić obory.
Wróciłam do domu i zadzwoniłam do drugiego weta, ci, którzy są z nami długo kojarzą, że mam innego zaufanego, który już nieraz nam pomógł i dobrze zdiagnozował. Powiedział, że on by w tej sytuacji najpierw zmienił antybiotyk, a po drugie trochę to za krótko 5 dni antybiotyku - czasem trzeba podawać i 2 tygodnie, a po trzecie szkoda, że kot nie dostał niczego przeciwzapalnego skoro już są szmery. Podziękowałam, umówiłam się na jutro, rozłączyłam i... nerwy mi puściły. Jak można tak robić, żerować na czyjejś wrażliwości i chęci pomocy - on wie, że ja wydam wszystkie pieniądze na Tosię, więc czemu by nie od razu z grubej rury prześwietlenie za 60 zł i dopiero kolejny antybiotyk? Sąsiadka od Boni, którą wyprowadzam powiedziała to samo, że próbował ją swego czasu namawiać na prześwietlenia i nie wiadomo co, a okazało się, że u psa zwykły zastrzyk załatwił sprawę.
Aż mi się jeść odechciało, tak się zdenerwowałam.