Wieczorem wenflon nie był zatkany, dziś znów musiałam przetykać. Zastyga krew w środku więc wciskam ułamek kropli, czekam aż ciut rozmiękczy krew i cofając tłoczek za n-tym razem wyciągam skrzep. A potem kolejnego i kolejnego. I w końcu jest drożny. Brrrr
Budrys tak śmierdzi, że o rany.... Już wiem dlaczego. Myślałam, że się obsrał, bo tylne łapy miał brudne, ale kupy brak, a łapy coraz bardziej śmierdzące. A on leżąc zwinięty w kłebek, układa pyszczek na łapach i ślina mu na nie cieknie. Ślina ze śmierdzącego pyszczka.
Kurde nie wiem czy jest lepiej
