Trykot dziś dał dyla. Trykot

. Moja wina, marnym usprawiedliwieniem, ale jednak jest południowy upał. Wróciłam z zakupów i nie zabezpieczyłam bramy

. Nie widziałam go może 20 minut i zaczęłam wołać, bo Sybirek i Moher jak zwykle mieli sjestę w cieniu, a jego nie było.
I Trykot, i Sybirek stanęli na wysokości zadania - jeden przybiegł na wołanie pod siatkę, drugi zamiast też wiać, wystawiał kolegę biegając po naszej stronie od brzegu do brzegu głośno miaucząc i próbując ściągnąć go pod bramę. Po otwarciu furtki Rudzina rzuciła się w moje objęcia, a potem pod język szczęśliwego Sybirka.
Moher postanowił teraz wykorzystać miły chłodek i zostać na polu. Chował się przede mną pod autem. Dziś nie szukałam i nie wołałam. Wystarczyło zgasić światło i pozamykać drzwi. Po 3 minutach był na tarasie z nosem przylepionym do szyby
