Znowu zdycham. Znowu przeziębienie. Oby do środy: potem wolne, bo święta

Przez łeb przemknęła mi również opcja alergii: o ile zauważyłam, zaczyna to i owo się zielenić.
Karol właśnie spuszcza łomot Jurkowi. Wcześniej prał Zosię. Nie ingeruję, bo za moment role się odmienią i to Juras będzie próbował odgryźć bratu pół mordki, ewentualnie przegryźć tętnicę szyjną

Zosia, kiedy ma dość przepychanek, wjeżdża - dosłownie - pod szafę, kładzie się na plecach i kopie w dno
Od kilku dni budzę się przywalona mniej więcej ośmioma kilogramami żywca. Krowiego. Mela i Zosia stwierdziły, że najlepiej dospać na mojej klacie

Najpierw przychodzi Melka - i tu nie ma problemu. Opanowała bowiem niesamowity sposób rozpłaszczania się na moich zwłokach: prawie nie czuję, że coś na mnie kima. Potem dołącza Zośka, melduje się natychmiast, jak tylko zorientuje się, że Mela jest już na stanowisku. Wskakuje na łózko - zwykle via mój żołądek, wydając z siebie żałosny miauk (
no i czemuś mnie nie zawołała?!) i zaczyna się jazda

albo próbuje Melę zrzucić, albo wypchnąć, albo nadstawia łeb do lizania, kiedy Mela pozostaje głucha na te zabiegi - mała cholera zaczyna ją kąsać: łapie zębiskami za ciało i trzyma. Czasem boli - to samo robi czasem z moją dłonią lub przedramieniem. Łapie i trzyma. Ostatnio przestaje, bo dziwnym trafem, jak tylko dziabnęła Melkę, zlatywała z posłanka
Kiedy już obie panny ułożą się obok siebie, boczek w boczek, wzdłuż osi mojego ciała

, można wrócićw objęcia Morfeusza. O ile komuś nie przeszkadza głośny chórek tuż przed twarzą: Zosia : mrrrrrrrrr...rrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrrr (od samego pisania można bezdechu dostać, a ta jedzie z koksem

), Mela: mch... mchmch... mch...
I wstawaj tu człeku wyspany
