Przed chwilą wstałam z kanapy odkładając Bazylka z kolan. Ten słodki misio siedziałby na kolanach przez cały dzień.
Nie ma drugiego takiego kota. Bazyl ma największe i najwdzięczniejsze serce na świecie. Zabrany jako dorosły kot "z ulicy" odwdzięcza nam się najgłębszą miłością.
Zaczyna się od rana, jak TZ wstaje Bazyl chodzi za nim krok w krok - jak na niewidzialnej smyczy. Nie skutkuje odkładanie go do łóżka, to że ja go głaskam - poranki należą do TZ i Bazyla. Za mną też rano chodzi jak wcześniej wstanę ale to co rozgrywa się pomiędzy TZ a Bazylem to wyjątkowa sprawa. Bazyl gada z nami cały dzień. Domaga się kolan, noszenia na rękach, tulenia ( i jedzenia

). Dotyka łapkami twarzy, patrzy w oczy, gada. Całym sobą mówi - tul mnie tul i kochaj mnie kochaj. Codziennie musi mieć sesje terapeutyczne polegające na zapewnianiu o miłości - inaczej jojczy strasznie i plącze się pod nogami do skutku. Czasem jego oddanie potrafi być uciążliwe - jak na przykład chce się coś napisać na forum a on w tym momencie ładuje się na biurko, klawiaturę i żąda - miziaj, głaskaj, tul, kochaj - tu i teraz!!
Ale ogólnie to trudno się oprzeć temu kocurowi z wystrzępionymi uszami.
Oprócz tego otoczył opieką Joviego stając się jego zastępczą matką.
Jak to możliwe że w takim niedużym kocim ciele kryje się takie wielkie kochające serce?