jolabuk5 pisze:Kiedy nikt nie pyta - wiem. Kiedy ktoś zapyta - nie wiem. - pisał o czasie św. Augustyn. Współcześnie profesor Meissner mówi, że czas jest wtedy, kiedy następuje zmiana. W fizyce ta zmiana łączy się z masą. Bezmasowe fotony lecac do nas z krańców Wszechświata (krańców odległości i czasu) nie odczuwają jego upływu. W odróżnieniu od pozostałlych wymiarów, pozwalających na ruch w każdą stronę, czas ma tylko jeden wektor - do przodu. Ale czy to nie jest tak, jak w przypadku płaskich animacji - dla nich trzeci wymiar jest trudny do wyobrażenia... My też jestesmy takimi płaskimi animacjami w czterowymiarowym świecie...
To ja mam parę pytań egzystencjalnych, znaczy filozoficznych. Żeby szybciej strony zapełnić.
czas jest wtedy, kiedy następuje zmiana Czyli jak się nie ruszam, nie mrugam, wstrzymuję oddech - to czasu nie ma? A kiedy śpię, nieruchomo w jednej pozycji - to czasu nie ma? Ale w tej samej chwili (czy to nie jest błędne założenie - bo skoro czasu nie ma, to nie ma tej samej chwili), gdzieś na świecie ktoś kicha, kocha się, przemieszcza z punktu A do punktu B, ktoś kogoś zabija... To jak to jest - u mnie czasu nie ma, a tam jest?
Bezmasowe fotony lecac do nas z krańców Wszechświata (krańców odległości i czasu) nie odczuwają jego upływu. w przypadku płaskich animacji - dla nich trzeci wymiar jest trudny do wyobrażenia...
Czy fotony W OGÓLE cokolwiek odczuwają? Czy płaskie animacje MAJĄ WYOBRAŹNIĘ?
Mogłabym odpowiedzieć, że czas płynie inaczej dla każdego, np. zależnie od prędkości, z jaką się porusza, ale to by było nieuczciwe, bo sprawa dotyczy innego fizycznego zagadnienia niż "paradoks bliźniaków". Fizyka teoretyczna zajmuje się stanami dającymi się matematycznie opisać - a stan ludzkiego ciała we śnie do takich nie należy. Oczywiście - mozna go opisać, ale należy wtedy odrzucić szereg informacji, które są istotne z punktu widzenia tego ciała (tak, jak opisując ruch kulki interesujesz się jej masą, ale już nie tym, kto ją wyprodukował czy - jakiego jest koloru). W opisanym przykładzie chodzi o to, że nawet kiedy śpisz, w masie, jaką stanowi Twoje ciało zachodzą miliony zmian. Tak duże, że możesz rano wstać zdrowa i wypoczęta - albo nie wstać w ogóle. W dodatku nasz "bezruch" jest pozorny - przecież Ziemia krąży wokół własnej osi, obraca się wokół Słońca, a cały Wszechświat rozszerza się z ogromną szybkością, czyli to nasze pozornie nieruchome ciało tak naprawdę wcale nieruchome nie jest. Teoria względności zakłada, że każde ciało obdarzone masą posiada pewną energię E. na tę energię składa się energia związana z owym ciałem (z jego masą) - ogromna energia E0 i energia z jaką to ciało się porusza względem układu odniesienia - E1, opisana przez Einsteina odpowiednim wzorem i w naszych warunkach - maleńka, bo w stanowiąca wynik podziału E0 przez (miedzy innymi) kwadrat prędkości światła. Dopóki poruszamy się z prędkościami, występującymi w naszym ziemskim życiu, jest to energia niewyobrażalnie mała w stosunku do E0. Tak się szczęśliwie składa, że energię ruchu ciał opisuje też mechanika Newtona, uwzględniająca masę ciała i pęd (prędkość). Z porównania wzoru na E1, wyprowadzonego przez Einsteina i wzoru Newtona na energię kinetyczną (E1) z łatwością wyprowadza się słynne E=mc2, a dokładnie: E0 = mc2. I to jest podstawa wszelkich reakcji jądrowych, bo podczas rozpadu (lub syntezy) jader atomowych suma mas 2 jąder jest różna od masy jądra rozpadającego się. Ta minimalna różnica masy zgodnie z wzorem przekształca się w energię - i to daje siłę wybuchu jądrowego. Nul na pewno zna wykład profesora Meissnera, który to wszystko tłumaczy lepiej i precyzyjniej:
A tutaj - wykład profesora o Czasie:
Pytania z sali:
Tak to jest, jak się wstaje w nocy na siusiu i zauważa, że nie wyłączyło się komputera.
Gdzie jesteś, madrugado? Mam nadzieję, że odniesiesz się i pociągniesz wątek, żeby stron przybywało!