Jutro Nesca robi kolejny krok do dorosłości. Likwidujemy klatkę.
Klatka jest fajna. Najpierw służy do tego, żeby kot nie chował się przed człowiekiem w mysią dziurę. Żeby był zmuszony do obserwowania człowieka. Kot siedzi w najciemniejszym kącie klatki i patrzy. Na początku kot je, gdy człowieka nie ma w pobliżu.
Potem kot ostrożnie podchodzi do michy przy człowieku. Potem przy człowieku je. Potem człowiek próbuje się z kotem bawić. Potem kot w klatce się bawi z człowiekiem.
Ale kot jeszcze się cofa przed wyciągniętą w jego stronę ręką. Ale przecież daleko nie ucieknie, najwyżej w najdalszy kąt klatki. Więc człowiek go wyciąga i mizia. Najpierw przez chwilę. I za każdym razem coraz dłużej. Wreszcie kot nie zwiewa przed ręką człowieka.
I wtedy otwieramy klatkę, ale kot nie chce z niej wyjść. Nawet, jeżeli na zewnątrz jest micha. i znowu człowiek bawi się z kotem, ale tak, by wystawił poza klatkę choć jedną łapkę. A po pieszczotach odstawia kota nie do klatki, ale w pobliżu. wreszcie kot odważa się jeść z miski tuż przy otwartych drzwiczkach.
Człowiek nęci kota zabawką coraz dalej i dalej od klatki. Kot co chwilę się płoszy i zwiewa do swojego klatkowego azylu. Ale z każdą zabawą jest dłużej poza klatką.
Człowiek zostawia klatkę otwartą na noc. Kot już wie, że poza klatką nie jest strasznie niebezpiecznie, w nocy sobie zwiedza. W dzień jeszcze czmycha do klatki, ale już zaczyna wychodzić sam.
Nesca była dość trudna do oswojenia. Bała się stojącego czy poruszającego się przy niej człowieka. Nawet jeśli właziła mi na kolana, gdy siedziałam na podłodze, to natychmiast uciekała, gdy wstawałam. Myślałam, że może taka płochliwa zostanie.
Ale jednak się udało.
Taki jeden moment - sama do mnie podeszła i nie uciekła, gdy schyliłam się, żeby ja pogłaskać. I wtedy już był koniec dziczenia.
Już jest w pełni domowym kociakiem, rozrabia bez żadnych zahamowań
I czekamy na dom.