magdaradek pisze:ale octowiec jest w sumie bardzo ładny, szczególnie jak zakwitnie
no i uważajcie, że Rastek nie zjadł kocich kup wraz z robalami

i tą ładnością pokrywa nam całe przeddomie

Rybcie, dzięki wielkie

ja nie będę z tym walczyć jakoś szczególnie, bo nas to osłania od Benkowych sąsiadów i od drogi, tyle że to rośnie jakoś dziwnie wystrzałowo, z dnia na dzień

trochę przycinać corocznie mogę w ostateczności.
Jak jesteście, dziewczynki, takie oblatane w ogrodnictwie to może mi jeszcze podpowiecie

Z drugiej strony domu, tam gdzie spotkanie się obywało, też mam COŚ. Coś także uaktywnia się pod koniec lata, tylko nie wyrasta z ziemi, a nie wiem skąd

to się pnie i płoży, i w ciągu trzech dni rozpełzło się aż do studni. Normalnie była sobie trawa, rosła sobie spokojnie, niczym nie niepokojona (słowo "niczym" zawiera w sobie także kosiarkę

). Aż tu nagle - wyglądam przez okno - trawy nie ma! Za to na całym płocie i na ziemi leży to COŚ. Coś się czepia, ma dłuuugie wąsy i takie jakby kasztany. Znaczy na pierwszy rzut oka. Te owoce są kolczaste, ale nie kłują, miękkie kolce mają, są takie jajowate i miękkie. Jak się to zgniecie, to ze środka wylata płyn i taki biały miąższ jakby... Mieliśmy już zacząć zwalczać to ogniem, normalnie roślina z horroru.

Wiesiek ciął to czym popadło i udało mu się zahamować szalony wzrost. Podejrzewam, że aż do września znów

chociaż jak już przestało być zielono, to wychlastał wszystko, co rosło w tym miejscu, łącznie z winogronem
Kilka sztuk "gałązek" tego czegoś zostało niesprzątniętych i zawisło na siatce, celem eksperymentu. Teraz, po zimie, wiszą te kolczaste owoce, puste w środku, zawieszone na wąsach, które mimo mrozów itd. w dalszym ciągu się trzymają. Bluszcz przy tym to pikuś.