Zdrowie nijak nie chce na dobre do nas wrócić

(ale za wszystkie życzenia i kciuki dziękujemy

) Niki fluka dalej, leje się z jej nosa, wszystkie okna już zaślimtolone, że świata nie widać. Ja wciąż z dreszczami, lekkim bólem głowy, osłabiona. Ale...
Nikunia apetyt ma (ma taki fany pełny brzunio) i humor do dokazywania. Mnie już gardło nie boli, temperatura niższa i mogę już myśleć
Pojawiło się jednak coś nowego u Nikuni

W piątek wieczorem namacałam zgrubienie, jakby mały guz na kręgosłupie i strasznie się przestraszyłam. Od razu za tel. i do wetki. Uraz to raczej nie jest, ale przecież mogła gdzieś sama się uderzyć. Przy dotykaniu raczej ją to nie boli. Wetka przypuszcza, że to odczyn po zastrzyku. Prawdopodobnie mama w niedzielę wkuła się "za daleko" i stąd to zgrubienie. Rzeczywiście jak wezmę dużą fałdę skóry, to ten "guzek" jest w skórze, tak głębiej, a nie na kręgosłupie, uff. Tylko że z tego może się ropień zrobić, ale nie musi. Mam nadzieję, że Niki nie jest wybrańcem do
kosztowania wszelakich dolegliwości i chorób, bo ja nie mam już ochoty studiowania weterynarii, nawet w b. wąskim zakresie

Wystarczy mi to co już poznałam.
A tak serio, to jakoś boję się tego okresu jesienno-zimowo-wiosennego. Lata chcę!!! Niki od lipca do końca września była zdrowiutka.
Robię okłady z sody i jak do wtorku to nie zniknie, nici z Zyleksisu

Coś wetka wspominała, że podaje się leki sterydowe, tylko nie pamiętam czy przy obecnym stanie, czy przy ropniu

Obie tego nie chcemy (ja i wetka, ale Niki pewnie też).