U nas burza. Cymek się boi a Tien wydeptuje ścieżkę na balkon. Co wyjdzie to wraca zdegustowany wodą kapiącą mu na łepetynę. Co łepek wysuszy to lezie na balkon, przecież tam tyle ciekawych rzeczy się dzieje.
No to u nas "tylko" wieje. Ale tak wieje że kocie podusie zwiało z krzeseł. Wyszłam podlać uprawy, Ofelia wystawiła pysk i po chwili zwiała do domu. Pewnie też zagrzmi, ale chyba dopiero w nocy.
Nie podoba mi się Salem. Wymiotowała w ciągu dnia na żółto a teraz siedzi osiwiała i nie ma apetytu. Skubnęła troszkę wątróbki na kolację. Resztę pochłonął Cymes.
Po czwartkowych pawikach sytuacja wróciła do względnej normy. Salem się mizia, je, fuczy na Tiena. Co prawda grymasi przy jedzeniu ale to co jej smakuje zjada w całości. Teraz pytanie czy jednorazowa niedyspozycja?
Niedyspozycje żołądkowe Salem chyba przeszły. Zjadała z apetytem kolację wczoraj i dzisiaj śniadanko. Wątróbka i kurzy cyc to i owszem, smakowały ale mieszanka w dalszym ciągu jest fuj. Coś z ostatnim braf-em jest nie tak. Salem go nie chce jeść, Tien też je bo musi i nawet Cymuś zjada co prawda wszystko ale bez entuzjazmu. Będę chyba musiała w tygodniu zrobić nową mieszankę.
MB&Ofelia pisze:Foch na barfa się zdarza, moje też czasami kręcą nosem na nową mieszankę, po 2 dniach im przechodzi, jak widzą że nic innego nie dostaną.
Coś w tym jest. Było tak, że wszystko co trzeba było gryźć było bleee. Dobra była tylko mielonka. Teraz dla odmiany mielonka jest bleee, a kawałki do gryzienia mniam. Na kolację były szyjki z kurczaka i miseczki wylizane do czysta. Wszystkie trzy.
Nie lubię swoich kotów. Taką nerwówkę miałam ostatnio a żadna gadzina nie przytuliła ani nie pocieszyła. Omijały mnie szerokim łukiem. Tylko Cymes walił z baranka upominając się o michę. Tego to nic nie rusza, micha musi być i nic innego się nie liczy.