Były upały, straszne. Wrocław ma zawsze najcieplej, a nawet jeszcze cieplej, niż prognozy. Przyszło nam prawie umrzeć od tego słońca, od duchoty, stojącego w poniemieckich murach poniemieckiego powietrza i w ogóle od wszystkiego.
Koty chciałam zatrzymywać w domu, bo tu niby chłodniej (co nie do końca jest prawdą), ale one nie, one do ogrodu.
Dnia sądnego upalnego trzeciego wieczorem Cosia się już prawie wywracała z przegrzania, bo ona czarna. No i trudno je było wieczorem pozbierać na włości, bo odżywały po upalnych dniach, koło pierwszej w nocy przeważnie miałam komplet futer w domu i można było się położyć spać.
W tym wszystkim w poniedziałek pojechaliśmy z Miciem na kroplówkę, drugą, my teraz raz w tygodniu.
Mić waży ciągle swoje 6 kilo, ale chodzi głodny i żebrze

Animonda nerkowa absolutnie be. Nie chcę, żeby był głodny

To i czasem coś podkradnie innego Mić dziewczynkom z misek, ale mięsa już nie dostaje, rybka odeszła w niepamięć.
Eh....I ma takie głodne oczy i nie rozumie

Kiepski ze mnie opiekun nerkowego kota, miękka jestem czasem


Ale żeby nie było, to się zdarza bardzo rzadko, jak mi serce pęka

Dzisiaj chłodno, odsypiamy upały na kanapach.
Miciu sobie łapką podpiera pysio



Ale drugiego flesza sobie nie życzył już! Proszę mi nie przeszkadzać, śpię!
I na koniec zagadka.
W czasie tych upalnych nocy dwukrotnie zniknął litr wody z wielkiej michy w ogrodzie. Kto to??????
Kotów by musiało być stado, raczej nie przychodzą. Nie wyparowało też.
Lisy????
