W lecznicy robiłam fotki telefonem komórkowym, w dodatku byłam roztrzęsiona. Przepraszam za jakość.

Tak wyglądała Lili rano, kiedy ją wyjęłam z transporterka i położyłam na stole. Nie zareagowała, kiedy wetka goliła jej łapkę. Wkłucie wenflonu również nie zrobiło na niej żadnego wrażenia. Za to ja byłam wstrząśnięta. Malutka jest trudna w obsłudze, a przy jakimkolwiek zabiegu z reguły są niesamowite cyrki. Teraz - nie zareagowała w ogóle. Wyglądało to tak, jakby wetka wkłuwała igłę w poduszkę. Słowo daję - zero reakcji. Dokładnie tak samo było przy pobieraniu krwi z żyły na szyi.

O 16:23 malutka wstała i zainteresowała się światem zewnętrznym. Na fotce widać rurkę idącą od pompy infuzyjnej do jej łapinki.

Godz. 18:46 - niewiarygodne, ale Lili zaczęła jeść. Sama zainteresowała się zawartością miski, jadła aż jej się uszka trzęsły, a w dodatku jej żołądeczek bez zastrzeżeń przyjął pokarm. Bałam się, że zacznie wymiotować, ale nic takiego się nie stało.
Kliknij miniaturkę