Efekt włączenia Feliwaya był prawie natychmiastowy, ale niestety raczej krótkotrwały.
Kiedy zaczęłam się szykować do kąpieli, Wienio zaczęła wydawać dziwne odgłosy, które zinterpretowałam jako zachętę do głaskania. Głaskana Wienio rozmruczała się okropnie, kręciła się po kontenerku, a potem zaczęła pacać pluszową myszkę, której nie ruszyła od początku pobytu u nas. Wyciągnęłam wędkę z piórkami, zakupioną specjalnie dla Wienia, do tej pory konsekwentnie ignorowaną, i proszę - Wienio wybiegła z kontenerka i pacała piórka! Oczywiście poruszała się tylko w określonym obszarze, gwarantującym możliwość niezwłocznej ewakuacji do kontenerka, ale wyraźnie była to zabawa. Przekonałam się, że to jednak kociak, a nie panterka w rozmiarze XS. Zanotowałam jeszcze jeden sukces - wyszła w mojej obecności na jedzenie.
Dziś rano jednak znów syczenie... Ehh. No zobaczymy.

