Żyjąc z kotami nigdy nie jest nudno. Jak nie wyleją kawy na biurko i przy okazji pół pokoju, to rozmażą kupę po całym mieszkaniu, choć na szczęście ostatnio tego nie mieliśmy. Była to ewidentnie moja wina, bo podawałam mleczka animondy nierozcieńczone w wodzie codziennie. Teraz rozcieńczam 1:5.
Wczoraj Marysia zeszła z szafy po to, by zaraz niezasłużenie oberwać od Kitusi po głowie - biedna, tak się zdenerwowała, że uciekła na szafę i nie schodziła z niej do białego rana. Obraziła się na wszystkich.
Dzisiaj Marysia myła sobie uszki w łazience a Tośka po cichu weszła na umywalkę, wycelowała, i całym swoim czarnym ciałkiem spadła biednej zaskoczonej Marysi na głowę. Na metrze kwadratowym nie było gdzie uciekać, więc chwilę koty się kotłowały ze sobą aż udało się Marysi wyplątać z sideł Tosi, przecisnąć się przez kocie okienko w drzwiach i uciec. Znowu zwiała na szafę.
Kiedy jak co dzień rano, poszłam przywitać się z Kitusią, która poranki spędza z m. w pokoju, zauważyłam że w oczku ma ropę i oczko jej łzawieje. Nosz normalnie jak nie urok to... zapalenie spojówek

Przemyłam oczko i czekam na efekt. Być może to po prostu ciało obce. Jak tak to oczko wydobrzeje samo, jak nie to znowu wet.
Tośka drze japę (bo tego się inaczej nie da nazwać) od świtu do godziny aż się zmęczy. Myślałam, że jej to przejdzie po rujce, ale nie! Dziś w salonie, gdzie nikogo nie było, darła się do zdarcia gardła. I nie ma na to rady, to nie wina, że nie interesujemy się koteckiem, bo jak pójdę do pokoju to ona znowu idzie do innego pokoju i tam też się wydziera. I tak - Toska idzie do kuwety to cały budynek musi wiedzieć. Tośka wejdzie na stół to każdy musi na pewno to zobaczyć. Tośka pójdzie do pokoju to się wydrze, aby mamcia na pewno wiedziała, gdzie córa przebywa itd. Tośka chodzi ode mnie do m. i drze się wniebogłosy. Czasem wprawdzie melodyjnie to brzmi, ale rzadko.
Mówią, że to jest właśnie gadatliwy kot. Ja myślałam, że gadatliwy kot odpowiada na pytania jak Marysia, pyskuje, coś tam mruczy pod nosem, a nie terroryzuje cały dom darciem się, jakby kto z niej skórę ściągał.
Pamiętam jak Mirka opowiadała, że już jak Tosia była mała to krzyczała w klatce

Ten typ tak ma. Żałuję, że nie mogę tego nagrać.
Dziś za to Tosia zjadła ślicznie podwójną porcje śniadania - tuńczyk z warzywami z mamiora. I też zauważyłam, że jednym z objawów, że Tosia dorasta jest to, że posmakowały jej tuńczyki

Ale zauważyłam, że coś tych tuńczyków w karmach jest za dużo. Najwięcej jest karm z tuńczykowymi odmianami - ciekawe czy to dlatego, że koty wprost szaleją za tuńczykiem, czy dlatego, że tuńczyk jest tani, więc łatwiej wyprodukować różne dania z nim. W każdym razie tuńczyka dużo a innych mięs mało, więc wczoraj posłałam zamówienie do zooplusa mając to na uwadze. Paczka będzie bardzo, bardzo różnorodna. Niech koty jedzą ze smakiem, bo po tyłkach natrzaskam!
W małym sklepiku spotkałam sąsiadkę z pierwszego piętra. Jest to już babinka. Kiedyś wydawała mi się wyjątkowo wredna, bo taka też była dla nowych sąsiadów, o wszystko miała pretensje, ale takie absurdalne. Potem od słowa do słowa okazało się, że ona ma i psa i koty i ona te zwierzęta kocha z całego serca. No i obie robiłyśmy zakupy spożywcze w jednym momencie a ona zawsze pyta - jak kotki? dobrze! a jak Pani kotki? i tak się dowiedziałam, że zmarł jej 16letni kotek i ona bardzo po nim rozpacza. Piesek zmarł w zeszłym roku. Okazało się, że chodziła z kotem do mojej wetki i kot był leczony na serce, a zmarł na tarczycę, która była nie rozpoznana. Sąsiadka zawiozła kota do innego weta i tamten ustalił przyczynę choroby. Objawem było to, że kot normalnie nie chodził na tylnych nogach tylko jakoś inaczej, nie wiem jak to opisać. I nie wiem co o tym myśleć. Moja wetka u moich kotów sprawdzała tarczycę, zawsze sugerowała badania krwi na wszystko. Tamten kotek też miał badania krwi a na tarczycę nie. Ale ponoć gołym okiem było widać, że źle chodził. Ta nowa wetka powiedziała, że nie robi się tutaj badań krwi na tarczycę, że trzeba to wysłać do Niemiec. Bardzo dziwne. Pierwsze słyszę. Coś mi tu nie pasuje.
Żeby tego było mało to sąsiadce na działce okociła się kotka i ma małe koty. W zeszłym roku powiedziała mi dokładnie to samo. Jej mąż chodzi je codziennie karmić. Ona chciałaby wziąć kota do domu, ale nie weźmie. Boi się, że ja umrze to co będzie z kotami. Doskonale ją rozumiem. I wiem też, że ma jeszcze jednego kota.
Trochę żałuję, że nie powiedziałam jej, że jak będzie miała problem ze zdrowiem kota to jej pomogę. Ale powiedziałam to w zeszłym roku to powiedziała, że daje radę nosić kufer z kotem do weta. Będę musiała z nią jednak porozmawiać. Bo ona jest całkowicie skazana na łaskę i nie łaskę weta a ja to mogę zawsze z necie doczytać i coś zasugerować. Teraz z tą sąsiadką bardzo się lubimy. Jedno mogę o niej powiedzieć - kocha zwierzęta równie mocno jak my i na pewno pasowała by tutaj do naszego grona

I jest ze Lwowa

To istotna informacja dla niektórych, ale ja ciągle nie łapię dlaczego

Wczoraj przyszedł też wujek gazownik. Wujek gazownik jak wchodzi do mieszkania to nie jak normalny człowiek tylko od progu głośnym i tubalnym głosem się wita. Koty zaskoczone nagłym hukiem rozbiegają się gubiąc własne ogony po drodze! I oczywiście wujek zaskoczony - że co one się tak boją?! Ile razy mam powtarzać, że jak się wchodzi do domu kociego i na wstępie tak się drze to koty nie wiedzą kto przyszedł, bo nawet nie są w stanie zobaczyć, bo już muszą uciekać

W kolejnych sekundach, kiedy wszyscy przyzwyczajamy się do tego głośnego głosu koty powoli wychodzą z ukrycia. A wychodzą, bo... wujek to wielki miłośnik kotów. Też nie dawno zmarła mu kotka 16letnia (wychodząca o dziwo). Była bardzo chora, ale również leczona, robili co mogli i nie udało się. To wujkowi złamało serce i nie chce więcej kotów. Dlatego tym bardziej lubi do nas przychodzić. Wszystko go u nas cieszy - koty, drapaki, zabawki, fontanny itd. A koty go lubią, Marysia zawsze po czasie przychodzi się przywitać i jest głaskana przez wujka co cieszy ich obojga. Wujek pytał czy jedziemy na wakacje. Powiedziałam, że nie, bo jesteśmy spłukani. Zrozumiał w mig, że przecież mieliśmy inwestycje. Chciał nam załatwić wakacje za grosze nad morzem, ale powiedziałam, że mam teraz chore koty i muszę im podawać tabletki przez miesiąc i nie bardzo mogę wyjechać nawet na dwa dni. A on - rozumiem, czyli macie w domu szpital! - On wie co to szpital w domu, bo oni też mieli w ostatnich tygodniach życia kotki. Na szczęście u nas to nie szpital, a tylko przychodnia. I oby jak najdłużej
Z kotami nie ma nudy
(sorki za elaborat, ale czułam potrzebę, żeby się wygadać

)
Aha, ponoć Wiktoria i Kornelia się ostro kłócą. Wiktoria była cała w skowronkach, ze do mnie jedzie, aż się dowiedziała, że razem z nią jedzie jej siostra

Wykorzystam je i zrobię im dużo zdjęć, będziemy robić sesje w plenerze.
Kurde, chcę wynieść graty do lokalu i poustawiać tam wszystko a nadal nie mam tam prawa wstępu. Wujek gazownik pytał czy byłam w lokalu - powiedziałam, że nie, bo nie mam tam prawa wstępu. Krzyknął - dlaczego?! A ja, bo m. mi nie pozwala. M. nie umiał powstrzymać grymasu uśmiechu pod nosem. To bardzo dziwne. A może w moim lokalu jest już sklep spożywczy
Muszę też się przejść do pewnego sklepu na którym widnieje kartka pisana ręką jakiegoś staruszka - nagle teraz pojawia się informacja, że staruszek wyprzedaje całe studio fotograficzne za dobrą cenę. Taki zbieg okoliczności

Miałam tam iść już wcześniej, ale się wstydziłam. Takie ciągłe wstydzenie się mocno ogranicza w życiu :/
ps. 2 Maryśka drapie się w uszach. Ona się tak wycwaniła, że jak mam jej umyć uszy czy podać lek to spiernicza przede mną jak tylko o tym pomyślę. Ostatnio cały dzień ją goniłam. Zakropiłam jej uszy, ale umyć już nie dałam rady. Wszystko w uchu się rozpłynęło i teraz ją swędzi

Muszę znowu ją gonić
