
Aaaaale był wczoraj piękny dzionek, aż się zmobilizowaliśmy i pojechaliśmy na wycieczkę.
Żałowałam, że Loki wyrósł z szeleczek, bo mogliśmy zabrać kociszcza na zieloną trawkę. Muszę dla niego kupić nowe.
Mamy takie swoje miejsce, nazywamy je Ścieżką Amonitową - pół domu mamy zawalone amonitami tam wydłubanymi.
Nie było nas tam kilka lat i wczoraj przeżyliśmy szok - nasza ścieżka została wyasfaltowana

Najprzykrzejsze, że cały czas myślałam o tych wszystkich amonitach uwięzionych pod cuchnąca, asfaltową powłoką.
Znaleźlismy jednak jednego amonita na poboczu, a ja wyszukałam dziwny krzemień, który w środku miał skrzące się kryształki.
Potem wyleźlismy na górkę, przeszliśmy kawałek brzegiem lasu, chłopaki powalczyli przez chwilę mieczami, i w końcu uwaliliśmy się w słonku na zeschłej trawie, każdy ze swoją książką

. Taka stacjonarna wycieczka trochę była. Dlatego szkoda, że nie zabraliśmy footer; może kiedyś powtórzymy.