Polską kiełbasę dostanę, a jakże, krakowską, tylko do
ruskich to trzeba trochę zboczyć z drogi albo celowo pojechać, a chętnych brak
Abstrahując od kiełbasy:
Byłam kiedyś w Montbeliard

ale nic nie pamiętam, plan mielimy potwornie napięty (jeszcze tego samego dnia po przyjeździe dawaliśmy koncert) nie mam tutaj zdjęć (bo w ogóle jakieś to mam), nie widziałam za wiele - byłam z orkiestrą na jakimś festiwalu, jeszcze pod koniec lat 90-tych.
To znaczy pamiętam, pamiętam, qwa

Pamiętam, że franki wzięłam z zapasów babci, która swego czasu jeździła do swojej córki i na miejscu okazało się, że - ups - wymiana była i moje franki są nieważne, do tego jest weekend i banki zamknięte. Jakaś cudowna kobieta, opiekunka naszej grupy wybrała mi kasę z bankomatu i zrobiłyśmy wymianę, ona sobie potem te franki wymieniła w banku na nowe.
To mi rodzina "ułatwiła" sprawę waluty, ych.
A jak wróciliśmy już do domu (autokarem), to okazało się, że w całym mieście nie ma wody

miałam zakitraną 4-litrową plastikową butlę z wodą w pokoju i się w tym wykąpałam.
Po czym, wychodząc na balkon, rozcięłam sobie piętę, że bliznę mam do dziś.
Całkiem sporo pamiętam, jak się okazuje, no ale braku możliwości wykąpania się po 30 godzinnej podróży to się nie zapomina
I tam po raz pierwszy nie poznałam w sklepie ziemniaków. Umyte były. Żółte, zamiast szare i oblepione błotem

I pamiętam przekraczanie granicy bez sprawdzania NICZEGO - nikt nas nawet nie zatrzymał, kazali jechać dalej. Starzeję się, skoro już mam takie wspomnienia do opowiadania

EDIT: hahaha, i znaki "ograniczenie prędkości do 120 km/h" - nie wiedziałam, co to za znak

dziewięćdziesiątkę na białym tle w czerwonej obramówce to widziałam, ale 120?