Jesień... teraz domowy...czyli Kroniki Złociejowskie

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Nie cze 01, 2008 14:02

:1luvu: :1luvu:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie cze 01, 2008 14:55

szerokiej drogi Kleofasie :ok:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Nie cze 01, 2008 16:23

Szerokiej drogi :lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Nie cze 01, 2008 17:27

Po zmroku obszedłem park i rynek i zajrzalem do narożnej kamieniczki, aby się pożegnać.
- O ile wiem udali się za rzekę - powiedziała malarka, - ale nie powiedzieli nic więcej.
- Trudno, by Jan poszukiwany za tajne nauczanie uciekając pozostawił swoj adres... - wtrącił Melchior.
Malarka pokiwała głową
- Ciekawe jak go odnajdziesz - powiedziała z głęboką troską w głosie.
Spojrzalem w uchylone okno.
Gwiazda zdążyła już wspiąć się wysoko nad dachy domów i mrugała do mnie zachęcająco.
" Moc tego miejsca siega tak daleko jak światło naszej gwiazdy " powiedział kiedyś Bazyli, a i dziadek często wspominał, że jej blask przyprowadzał do domów zagubionych wędrowców.
- Pójdę za światłem gwiazdy - odparłem.
Siwe nitki we włosach malarki błysnęły czystym srebrem.
Wstala od stołe i skinęła na mnie dłonią i krętymi schodkami udaliśmy się do pracowni mieszczącej się na poddaszu
Na środku stały zasłonięte białym płótnem sztalugi.
Malarka zdjęła płótno i moim oczom ukazał się niezwykły obraz :
była na nim leśna droga, która szedl tlum basniowych postaci - byly wśród nich brodate krasnale, leśne panny w wieńcach z paproci, lisy z kitami jak pogniste pióropusze, chytrze uśmiechnięte strzygi i bladolice rusałki...Nad tłumem górowała niby ogromne drzewo barczysta postać Leśnego, a ponad wędrowcami między splątanymi konarami drzew płonęła gwiazda której promienie sięgały ramionami czerniejących w oddali dachów miasta.
- Powrót - powiedziała i naspotkawszy moje pytające spojrzenie dodała :
- Powrót, tak nazywa się ten obraz.
Wdrapałem się na stolika zarzucony tubkami farb, pędzlami, sloiczkami lnianego olej i ująłem jej serdeczny palec w dlonie.
- Niczego nie żałuję - powiedziałem. - Wypełniłaś moje serce i mój świat po same brzegi...
- Kiedy odejdę pozostaniesz sam - rzekła, a kolczyki zadzwoniły niby dalekie echo.
- Nie będę sam - odparłem. - Będziesz ze mną dopóki czas nie nakaże mi udac się na Wyspę.
Zeszlismy na dół w milczeniu, ale nie było to milczenie pełne smutku.
I z jej obrazem pod powiekami powróciłem do domu na skraju parku. Wchodząc za piec potknąłem się o mój maleńki tobołek.
- Naraszcie jestes - mruknął dziadek. - Jeszcze trochę i wszystko wyleciałoby mi z pamięci.
- Jakie wszystko ? - zapytałem.
Dziadek wstał i skierował się ku uchylonym drzwiom werandy.
" Gdy rzeczne fale łódź twą uniosły,
gdy się poskarżyc nie masz nikomu,
wiatr podarł żagiel,
wir uniósł wiosła
kiedy zgubiłeś drogę do domu
Gdy zdarłeś buty na polnej drodze
podarłeś kubrak, fajka przepadła,
kiedyś zmęczony, strudzony srodze
gdy brak ci dachu siły i jadła
nad twoją głową, wysoko płonie
twój wierny stróż
ciężki tobołek znów ujmij w dlonie
nie straszna burza, zimno czy kurz
Idź za jej światłem,
idź niestrudzenie.
zaufaj sercu, zaufaj snom
choćbyś trzy razy okrążył ziemię
zawsze odnajdziesz rodzinny dom... "
Głęboki, ciepły, trochę zmęczony głos dziadka unosil się nad spiącym ogrodem jak brzęczenie trzmiela. Nad naszymi głowami bezszelestnie przemnknął nietoperz, zasluchana polna mysz dala nura w trawę.
" Kiedy zgubiłeś wszelką nadzieję
za światłem gwiazdy podążaj wprzód
za nim bezpiecznie przemierzysz knieje,
nie straszna burza, ciemność ni chłód "
odpowiedział z drzwi werandy głos mego ojca. Ojciec zeskoczył w trawę i podal mi dłoń, ja zas podałem swoją dziadkowi i zamknęliśmy mały krąg. I kiedy tak staliśmy prawie niewidoczni w wysokiej, wilgotnej od rosy trawie na jedna krótka chwilę oslepilo nas złote światło.
Promień padający z góry wyzłocił brodę dziadka, błysnął na guzikach mojego kubraka i przeslizgnął sie po twarzy mojego ojca.
- Idź, Kleofasie - rzekł ojciec.- Widac nadeszla już pora. Nie martw się o miasto, damy sobie radę.
Wcisnął mi w ręce mój maly tobolek i objął mnie mocno.
W ciemności zaświeciła para zielonych oczu.
- Do zobaczenie - powiedziała kotka i znikła w mroku.









cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Nie cze 01, 2008 19:11

:ok: Wracaj szybko, Kleofasie :!:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon cze 02, 2008 6:09

Kleofasie, będziemy trzymać kciuki za Twój szczęśliwy powrót
:ok: ok: ok: ok: ok: ok: ok: ok: ok:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Pon cze 02, 2008 10:04

Kleofasie, czy wrócisz dopiero razem z Molicą?

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pon cze 02, 2008 17:09

29

Noc była ciepła i bezwietrzna, zapach akacji wisiał w powietrzu, a księżyc srebrzył przydrożne badyle. W trawie szeleściły małe łapki myszy, nad moją głową na miękkich skrzydłach przemknął nietoperz, w młodym zbożu raz po raz odzywał się cienką piosenką świerszcz, a koniki polne odpowiadały mu zgodnym chórem.
Na zakręcie, gdzie polna droga łączyła się z prowadzącym do wsi bitym traktem przystanąłem i spojrzałem za siebie. Pomiędzy gałęziami przydrożnych, zgarbionych wierzb połyskiwały światła latarni i nieliczne, jasne jescze okna .
Zdziwiłem się, bowiem odchodząc w nieznane nie czułem lęku, ale ciekawość, która ponaglała mnie napełniając miłym niepokojem.
Byłem pewien, że ojciec i dziadek zaopiekują się miastem tak dobrze i sumiennie jak ja, że dopilnują, by nikt nie zaprószył ognia, by zle sny nie trapiły śpiących, by nikt obcy nie wszedł do miasta ...i - co niepokoiło mnie może bardziej niż wszystko inne - aby kocięta przypadkiem nie zaczęły łazić po mieście papląc...
Tak czy siak wyszedłem na trakt ciągle jeszcze mając nad głową gwiazdę.
- Musisz wyciągnąć w bok lewą rękę - powiedział kiedyś Bazyli - i podnieść w górę kciuk, tak, aby wskazywał niebo. Następnie odwróć się trochę, tak, jakbyś chciał spojrzeć na wschód. Nawet jeżeli nie zobaczysz jej, to idź w tamtą stronę, idź, dopóki nie zobaczysz światła. Zresztą twoje serce podpowie ci właściwy kierunek...
Gwiazda nadal lśniła tuż nade mną i nawet kiedy wszedłm w mrok otaczający wieś moglem dostrzec jej blade światelko wysoko na niebie.
Zrobiłe, jeszcze parę kroków i pogrążyłem się w ciemnościach.
były to ciemności inne niż te, które spowijały miasto i łąkę - zimne, gęste i wilgotne do tego stopnia, że wyjąłem z węzełka kamizelkę i założyłem ją wprost na kubrak. Zapiąłem wszystkie guziki, lecz mimo to chłód przenikał mnie do szpiku kości. Przyspieszyłem kroku aby jak najszybciej opuścić to miejsce i odetchnąłem z ulgą widząc nad sobą światełka gwiazd. Za moimi plecami pozostała mroczna, milcząca wieś.
Przystanąłem, aby zdjąć kamizelkę, a wtedy za moimi plecami coś zaszeleściło.
Podskoczyłem jak oparzony. Spomiędzy traw porastających pobocze drogi wynurzył się chudy, łaciaty pies. Jego oczy zalśniły na chwilę i zgasły.
- Szerokiej drogi - mruknął i pomachał ogonem.
Podziękowałem i ruszyłem przed siebie co chwilę spoglądając w niebo za moimi plecami. Gwiazda była tam nadal, jednak coraz mniejsza i coraz bledsza...Nie zauważyłem, abym oddalając się od miasta tracil pewność siebie lub odczuwał lęk, ale ni stąd ni z owąd pojawiło się nie znane mi dotąd uczucie obcości.
Kot Bazyli nauczył mnie jak odnaleźć się w obcym miejscu i stąd wiedziałem, że idę na wschód, rozpoznawalem coraz wyraźniejsze w pierwszym brzasku zioła i polne kwiaty, ale wszystko dokoła mnie było inne.
Przystanąłem kładąc swój tobolek na ziemi, wydobyłem woreczek z tytoniem, nabilem fajkę i rozsiadłem się na przydrożnym kamieniu.
Poczekałem, aż tytoń wypali się do końca i niepewnosć nie zamieni się na powrót w ciekawość.
W pobliskim zagajniku odezwały się pierwsze ptaki, zrazu nieśmiało, potem coraz głośniej i ruszyłem w dalszą drogę pogwizdując im do wtóru. Łaciaty pies dogonił mnie na zakręcie. Biegł szybko, prawie nie dotykając ziemi, z wywieszonym językiem, głośno ziejąc.
Chwycił mnie za kubrak i uskoczył w zarośla.
Razem przypadliśmy do ziemi.
Kilka par łap przebiegło drogą wznosząc kurz. Kiedy zapadła cisza pies rzucił mi przepraszające spojrzenie.
- Wielu moich braci utraciło domy...aby nie zginąć z głodu zaczęli wspólnie polować. Są niebezpieczni. Myślą tylko o tym, aby zabić głód...Klan Drapieżców dawno uznał ich za wyjętych spod prawa. Mówi się, że ... - pies zniżył głos do szeptu a sierść na jegom karku zjeżyła się - że wystąpili przeciw ludziom...
Przypomnialem sobie wzgórek w najdalszym zakątku parku i pomyslalem, że mimo wszystko niektórzy ludzie nie zasługują na miano ludzi i zaraz podzieliłem się tą uwagą z psem.
Jednak pies zmarszczyl krzaczaste brwi i przecząco pokręcił łbem.
- Nie, nie, nie - powiedział. - Dawno temu została zawarta umowa...
- Umowę złamali ludzie - odparłem.
Pies stropił się i podrapał za uchem.
- To prawda...Nie my przywołaliśmy Zły Czas. Nie my okaleczyliśmy drzewa, nie my paliliśmy domy. Ale jeśli zapomniemy o tym, co dobre, świat oszaleje, zupełnie jak moi bracia.
Wstał i nastawił uszu, ale na drodze panował spokój,a jedynym dźwiękiem , który zakłócał ciszę był poranny wiatr szeleszczący w koronach drzew.
- Możesz ruszać - rzekł pies.
Podniosłem tobolek, który potoczyl się w gorzko pachnące liście łopianu i otrzepałem kubrak z kurzu.
- A ty ? - zapytałem. - Czy nic ci nie grozi ?
Łaciaty pies pokręcił łbem.
- Przeżylem Zły Czas - odparł. - Jadłem trawę i rozkopywałem krecie kopce...Pilnowałem moich ludzi, strzegłem ich domu. Nie martw się o mnie. Nie splamiłem swoich kłów ani pazurów...Pozostałem taki, jaki
byłem zawsze...
Dotknąłem jego szorstkiej sierści i zarzuciłem tobołek na ramię. Zrobiłem krok wprzód i nagła myśl przeszyła moją głowę niby blyskawica.
- Byłeś tu od początku ? - zapytałem.
- Od dziecka...to znaczy od chwili, gdy otwarłem oczy.
- Zły Czas też przeżyłeś tutaj ? - pytałem dalej.
- Tak- odparł pies.
Spojrzał na mnie ciepłymi, brązowymi oczyma.
- Czy przybyli tutaj jacyś ludzie ? Kobieta z córką...starszy mężczyzna i chłopiec...
Pies zmarszczył brwi i zamyślił się.
- Chłopiec...Drobny, ciemnowłosy...Tak ! - wykrzyknął gwałtownie machając ogonem. - Umknął wyjętym spod prawa, przypominam sobie !
Aż podskoczyłem w górę z radości.
- Powiedz mi, gdzie jest teraz ? - krzyknąłem, ale pies zwiesił łeb.
- Nie wiem - odparł. - Jest dla ciebie ważny, prawda ?
Postawilem tobołek na ziemi.
- Nie tylko on - odparłem zgodnie z prawdą - ale on może stanowić ślad...
Pies poruszył czarnym, wilgotnym nosem.
- Ślad - powtórzył. - Taaak...ślad...było z nim jeszcze coś...ktoś ? Nie był sam.
Kot, pomyślałem. Brązowy kot z czerwonymi policzkami...

cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Pon cze 02, 2008 18:00

Kleofas Holmes 8)
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Pon cze 02, 2008 23:23

Ja tylko jestem ogromnie ciekawa, czy będzie wyjaśnienie, w jaki sposób Kleofas później czasem uchodził za człowieka. Czy robił się... względnie duży?
Była taka powiastka Zechentera o krasnoludkach, które wyruszając do świata ludzi zafundowały sobie zaklęcie, dzięki któremu przybrały ludzkie rozmiary.
ObrazekObrazekObrazek
Panowie Kocurowie
"Poznasz siebie, poznając własnego kota." Konrad T. Lewandowski, "Widmowy kot"

PumaIM

Avatar użytkownika
 
Posty: 20169
Od: Pon sty 20, 2003 1:30
Lokalizacja: Warszawa

Post » Wto cze 03, 2008 10:01

Wyjasnienie będzie - no, coś za coś...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Wto cze 03, 2008 10:14

Miiiiiiiiiiiiiiiiiiaaaaaaaaaaaauuuuuuuuuuu
InkaKocinkaPigulinka

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Wto cze 03, 2008 19:36

Pożegnałem psa w miejscu, gdzie łąka przechodziła w uprawne pola, na których wiatr delikatnie poruszał soczyście zieloną pszenicą.
- Niech cię prowadzą wszystkie dobre drogi - szczeknął pies i dał susa w młode zboże. Jeszcze przez chwilę widziałem, jak kłosy rozstepują się niby woda i zarzuciwszy na ramię bagaż ruszyłem przed siebie. pomny słów psa trzymalem się skraja drogi, w każdej chwili gotów uskoczyć pomiędzy trawy.
Na szczęście droga była pusta, i tylko wrony krążyły nad polami w poszukiwaniu pożywienia. Z przewróconego kłosa wydłubalem zielone, mleczne ziarno, wyssalem je i po krótkim odpoczynku ruszyłem dalej.
Słońce wznosiło się coraz wyżej, w trawie zaczęły leniwie brzęczeć pszczoły , a na odległych łąkach sennie porykiwały krowy. Pomyślalem, że zapewne w pobliżu jest jakieś ludzkie siedlisko - i nie mylilem się.
Jednak wieś nie przypominała w niczym miejsca, w którym dałoby się żyć - na wpół zburzone domy, ledwie wyczuwalny, ale ciągle jeszcze wiszący w powietrzu zapach spalenizny...Pomiędzy zgliszczami zaś uwijali się ludzie. Układali sterty z nadpalonych desek, porządkowali cegły. Pomiędzy ludżmi uwijały się wszędobylskie kury, głośno gęgały gęsi, rżały uwiązane w cieniu konie. Przez chwilę wydawalo mi się, że dwa z nich do zludzenia przypominają...ale przechodząca obok gęś wysunęła w moją stronę długą szyję i przeraźliwie zagęgała., uskoczyłem więc w trawę i znieruchomiałem.
kiedy czyjaś dłoń dotknęła mego ramienia aż podskoczyłem w górę.
Odwrócilem się. W trawie stał stary chudy skrzat, ubrany w sfatygowaną zieloną kamizelkę.
- Dzień wolny od troski, pogoda słoneczna - odezwał się.
- Niebo błękitne, zagroda bezpieczna - wypowiedzialem dalszy ciąg powitalnej formuły skrzatów zagrodowych. - Jestem Kleofas, ze Złociejowa.
- Wojtek, skrzat zagrodowy - powiedział skrzat w zielonej kamizelce i poruszył opadającymi wąsami. - A to Złociejowo, to gdzie ?
Wskazałem ręką za las. Zdziwiło mnie trochę, że nie słyszał o moim mieście i zapytałem :
- A Leśny... Leśnego znasz ?
Wojtek podrapal się w głowę.
- Leśny...słyszałem o nim. U nas Polny jest.
Wyjął z kieszeni fajkę i nabił ją resztką tytoniu.
- Przepraszam, że nie częstuję, - powiedział, - ale to już resztka.
Rozwinąłem tobolek i wydobyłem z niego woreczek wypchany tytoniem, a Wojtkowi aż zaświeciły się oczy.
- Tyle tego...- cmoknął nie mogąc wyjść z podziwu. - No, no...
Przysiedliśmy pod chylacym się ku ziemi płotem i zapaliliśmy w milczeniu.
- Niebogato tutaj - powiedziałem rozglądając się wokół.
Skrzat zagrodowy pokiwał głową.
- Ano - mruknął. - Ale będzie lepiej - ożywił się spoglądając na krzatających się po podwórzu ludzi. - Musi być lepiej.
Uśmiechnąłem się, ale za chwilę uśmiech znikł z mojej twarzy. Dotychczas wydawalo mi się, że to dzięki mnie Zły Czas oszczędził moje miasto, teraz jednak zrozumiałem, że był to po prostu zbieg okoliczności - możliwe, że leżało ono zbytnio na uboczu, że nie było w nim niczego, co mogło sprawić, że jak nieszczęsna wieś w której mieszkał Wojtek zostałoby zrównane z ziemią...
- Mam trochę miodu - rzekł skrat zagrodowy i pogciągnął mnie za sobą w stronę zwalonego komina, zgrabnie odsunął kawałeczek cegły i weszliśmy do środka. Zakątek, jaki urządził
sobie Wojtek był dość miły i przytulny, jak na warunki, w jakich przyszło mu żyć. Miód był porządnie scukrzony i jego grudki powoli rozpuszczaly się w ustach, więc siedzieliśmy w milczeniu delektując się slodyczą.
Kiedy podniosłem się i sięgnąłem po tobołek skrzat zagrodowy chwycił za połę mego kubraka.
- Dokąd ? - zawołał . - Dzisiaj jest noc świętojańska !
Klepnąłem się dłonią w czoło. Faktycznie...tego dnia wypadała najkrótsza noc w roku, o czym zapomniałem zaabsorbowany drogą. Pomyślalem o mojej rodzinie krzątającej się za piecem, matce przygotowującej wszelakie smakołyki, o malarce dekorującej balkon lampionami, o nawoływaniu lesnych bębnów i płomieniach strzelających prosto w niebo...
Usiadłem i podsunąłem Wojtkowi woreczek z tytoniem.
- Do wieczora daleko - rzekł skrzat zagrodowy spoglądając w niebo. - Jeśliś strudzony, odpocznij...obudzę cię , gdy nadejdzie pora...
Zdjąłem buty, zrolowałem kubrak i podłożyłem go sobie pod głowę i gdy wyciągnąłem sie wygodnie poczułem jak bardzo byłem zmęczony. Sen przyszedł szybko, głęboki i ożywczy. Na zewnątrz poszczekiwały psy, porykiwały przyprowadzane z pastwisk krowy i gdakaly kury.
Spałem, a senne marzenia przeniosly mnie do mojego ukochanego miasta.


cdn
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Śro cze 04, 2008 9:12

:lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Śro cze 04, 2008 10:11

:balony:

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 24 gości