No więc słów parę
Lunka i Mietek Ciapciak Kudłaty trafili do nas w czwartek wieczorem za pośrednictwem cioci czarnej_agis. Zapewniono im komfortowy lokal w łazience i poddano obserwacji

. Wczoraj małe zostały zabrane do weta, bo napędziły nam sporo strachu - Luneczka leżała jak szmatka, wychłodzona, lub siedziała w pozie na kurczaczka i stanowczo odmawiała jedzenia...
Z kolei Miecio, zwany roboczo Ciapciakiem (czemu - o tym za chwilę), miał tak paskudne kupy, że nawet ja, zaprawiona w bojach z tasiemcem Budowlańców, wymiękałam - do tego krztusił się i dławił niemiłosiernie. Głównie przy syczeniu, które zajmowało mu większość czasu przeznaczonego na kontakt z nami
Maluszki zostały nawodnione, dostały pyrantellum (pani wet uznała, że przy stopniu zarobaczenia Miecia jedynie to jest bezpieczne) i mnóóóóóstwo parafiny, dzięki czemu jakoś tak... przestały wyglądać atrakcyjnie

.
Od wczoraj wieczora Miecio pozbywa się robali niemal non-stop (czasem biedak wręcz kupki nie kontroluje), za to Lunka napędziła mi strachu - wstawałam do niej w nocy, poiłam parafiną, masowałam brzuszek (który, mimo karmienia na siłę, nie miał za wiele treści i nie mógł zrobić kupki). W końcu, ok. 3 nad ranem, po sesji intensywnego masowania, udało się

- i Luneczka od razu poczuła się lepiej, zaczęła nawet sama szamać.
Za to szamać przestał Miecio, a do tego straszliwie się wyrywa przy karmieniu na siłę (ma nadżerki niewielkie w paszczy), więc muszę go nieco pacyfikować. Niestety, pododuje to, ze chłopak wygląda jak sto nieszczęść - jego przedłużone futerko jest posklejane parafiną, convem i resztkami kupki (nie da sobie dotknąć okolic odbytu, pewni eboli bardzo, odbyt trochę wynicowany - nie da się go umyć, tylko trochę sudocremu nałożyłam...).
Dziś Luneczka wygląda tak:
Jeszcze zapaprane oczko, które twardo zakraplamy, ale humor i apetyt o niebo lepsze

. Kochana z niej przylepa, włazi na ramię (po raz pierwszy mam kociaka-papużkę

), mizia sie, grucha i tryka

.
I twardo usiłuje doprowadzić się do porządku
A Miecio jest Ciapciak, bo zachowuje się jak mały głupek. Wczoraj twardo i dziko na nas syczał, doprowadzając tym do rozpaczy tanitę (tanita, jak niektórzy może wiedzą, ma silny uraz na tle dziko syczących krowich chłopaków

), ale brany na ręce zaczynał wydawać z siebie przedziwne dźwięki, w których dawało się zidentyfikować jednoczesne syczenie, mruczenie, bulgotanie i krztuszenie się...
Miecio Ciapciak, brudny i wymęczony, dziś przysypiał na moich kolanach (sory za jakość zdjęć, ale robiłam sama sobie w ciemnej łazience [
tanita się weekenduje z rodziną na Mazurach - sama jej kazałam, zeby nie było, że zła kobieta jest
]
Dziś Ciapciak jest już na etapie, że usadzony na kolanach mruczy, je w moim towarzystwie, a nawet, kiedy wchodzę do łazienki, nie wieje za sedes - no ok, nie zawsze

. Ale tak mniej-więcej co trzeci raz, jak mnie widzi, robi szaleńczego jeża i z przerażonym wizgiem znika w najciemniejszej dziurze... Przy czym wystarczy, ze dotknę jego łepka, a zaczyna mruczeć

. No głupek, no.
Maluchy trochę dziś pomagały mi w lekturze gazety, trochę sie bawiły... Będziemy patrzeć, co dalej
PS. Miecio jest wyjątkowo... nieurodziwy

. Jeszcze nie widziałam tak nieurodziwego kociaka
