Dziekuje Ci Kochana ze pamietasz o nas. Wstyd mi ze nie pisze, ale jak jest troche lepiej to jakos nie wychodzi, kazda radosc jest zreszta przycmiona lekiem i smutkiem poczucia, ze na koncu tej drogi czeka nas pozegnanie.
Tak trudno zyc chwila w zawieszeniu... Bardzo pomogla i pomaga mi obecnosc Tinki na forum, nawet to trudno wyrazic co bym chciala- ale jakos tak mniej samotnie... Bo przeciez nie jestesmy jedyni zmagajacy sie z postepujaca terminalna choroba i egocentryzmem bylo to poczucie, ktore zreszta odsunelo mnie od ludzi, rowniez na forum.
Lunek jest slabiutki. Problemy z przewodem pokarmowym wymeczyly go, zostaly z nami zreszta, obecnie wymiotuje 1-2 razy w tygodniu. Futerko ktore bylo kocia duma, starannie pielegnowane, zrobilo sie szorstkie, zmierzwione i matowe. Pewnie skutek zaburzen wchlaniania, probujemy temu przeciwdzialac poprzez podawanie enzymow, wlaczymy zestaw witamin gdy uda sie je dostac.
Bardzo bardzo ucierpialy nam nerki. Dotad nienajlepsze ale stabilne teraz sie buntuja i mimo kroplowek 2xdziennie daja sie we znaki Lunkowi, ale przede wszystkim nie chca sie ustabilizowac. To martwi mnie najbardziej, ze mimo leczenia z wyniku na wynik parametry wciaz wyzsze i pokazuje sie utrata innych funkcji- moczu juz nie zageszcza, zatrzymuje fosforany, jest tez wysoki potas (mam nadzieje ze to akurat nie jest spowodowane schylkowa niewydolnoscia nerek a kwasica hyperchloremiczna, z niejasnego zreszta dla mnie powodu, ale zmniejsza sie podczas leczenia w tym kierunku). Nic to jednak, poradzimy sobie, jesli tylko uda sie uzyskac ustabilizowanie wynikow.
Po wielu watpliwosciach wlaczylismy ACE inhibitor i kibicujemy nerkom, zeby udalo im sie na nowa rzeczywistosc przestawic. Wazne zeby wskazniki nie urosly, w tym potas ktorego sie obawiam.
Zobaczymy. Cieszy mnie ze kardiologicznie jest wszystko ok.
To tyle relacji merytorycznej. A tak..? W cieplutkie dni Lunek duzo czasu spedzal na balkonie albo w kocim namiocie, zerka czasem w strone okna lub akwarium, gdzie specjalnie dla niego leca programy "wrobel TV" i "TV fish"
I tak to. Ciezko jest, nie powiem,czasem mam ochote wrzeszczec na wszystko i wszystkich, trudno mi sie pogodzic z tym ze nikt nic nie wie, nie ma doswiadczen, ze "nietypowe", "dziwne" dziwne....
Faktem jest ze nieczesto ma sie do czynienia z tak przewleklymi stanami u zwiezat, ale podczas stazu na (ludzkiej) hematologii i onkologii nabralam chyba pokory troche.
Mi sie chyba naiwnie wydawalo ze to nie moze byc jednoczesnie- dobrze i zle, ze musi byc tak albo tak, w ktoras strone, diagnoza, rokowania, zejscie choroby...algorytm najlepiej.
Tymczasem widze ze mimo a moze wlasnie dzieki medycynie wiele tych chorob i stanow, ktorych wolaloby sie nie nazywac, nie dopuszczac do siebie i zrobic z nimi "cos" jak najszybciej- jest w istocie choroba przewlekla, z ktora nie da sie po prostu wygrac ani po prostu jej poddac. - Trzeba- po prostu wlasnie- zyc. I jeszcze nauczyc sie tym zyciem cieszyc.
