Jestem już trochę zmęczona tym rokiem - ciągle jakiś problemy, większe i mniejsze.
Najpierw moje grypy, potem nerki Tysi, teraz Adzie zrobiło się coś na nosku, w pracy - cyrk, w łazience odkleiły się płytki na obudowie zestawu podtynkowego wc - trzeba będzie naprawić (kolejny wydatek), pod koniec wakacji w moim bloku będą naprawiane rdzewiejące obróbki blacharskie na balkonach, a kocia siatka jest przymocowana częściowo także do nich, a więc trzeba będzie demontować i montować na nowo i kolejne parę stów w plecy
Jak tak dalej pójdzie, to chyba będę musiała ogłosić upadłość konsumencką

A do tego leje bez przerwy, jest ciemno, jak w listopadzie i wilgotność powietrza wynosi 75% - mam wrażenie, że wszystko w mieszkaniu jest już nasiąknięte wodą
Ale na szczęście są też jakieś pozytywy:
- ostatnie wyniki Tysi troszkę się poprawiły - jest to niewątpliwie PNN, ale w tej chwili ustabilizowana na przyzwoitym poziomie,
- badanie cytologiczne materiału z noska Ady (lekka opuchlizna z lewej strony, krwawiąca przy podrażnieniu) na razie wykazało infekcję bakteryjną, którą będziemy leczyć; jeśli się nie wyleczy - badanie cytologiczne zostanie powtórzone, ale może jednak nie będzie trzeba,
- płytki, które będą potrzebne do remontu w łazience, a których już Cersanit nie produkuje i których właściwie nie ma już na rynku, chyba cudem namierzyłam w Warszawie (sklep miał ostatnie 2 opakowania)
W tej sytuacji pocieszam się, że może i z tym balkonem i siatką nie będzie tak kiepsko, jak wydaje się w tej chwili.
Na pocieszenie parę zdjęć kocich, jeszcze sprzed pory deszczowej
