niestety, nie pojawiam się dzisiaj z dobrymi/neutralnymi wiesciami
wczoraj wróciliśmy do warszawy, kot w samochodzie mi prawie zszedł z nerwów, nie sądziłam, że aż tak będzie reagował, bo ostatnio jechał dosyć spokojnie, ale miałam podwózkę i skorzystałam, gdybym wiedziała, że się to tak skończy, to bym wolała wydać te pieniądze na bilety i przyjechac pociągiem

no i ta najgorsza część - zaczął mi się załatwiac na czerwono

więc dzisiaj od 12 do teraz jestem w drodze dom-weterynarz, bo najpierw go zaniosłam, obejrzała go, wygląda normalnie, wymacany, osłuchany, temperatura w normie, oczy czyste, uszy tez, pyszczek... miałam złapać mu mocz do badania na kryształy, wróciłam do domu, ledwo zdołałam wszystko przygotować, Edek poszedł siku, więc dawaj łapać, złapałam, pojemniczek w łapę i znów do gabinetu, trafiłam akurat na moment, gdy pan z laboratorium przyjechał po próbki i poszło do razu, wiec wieczorem dostanę maila z wynikami... jednak weterynarz powiedziała, że musi mu coś podać, bo mocz jest zbyt czerwony, by to zostawić, więc musiałam lecieć do domu po kota znów, dostał podskórnie kroplówkę, przy której się nakrzyczał i nawyrywał, ze chyba ze cztery wkłucia miał łącznie, potem trzy zastrzyki (a teraz usiłuję rozczytać... cyclonamina, no spa, synulox) i jutro kontrola i pewnie antybiotyk i już będzi ebardziej ukierunkowane leczenie po wynikach moczu, o ile coś pokażą konkretnego...