Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Miałam wypadek.

blaski i cienie życia z kotem

Moderator: Estraven

Post » Pt gru 11, 2015 22:27 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Hej, mam nadzieje ze się nie pogniewalas na mnie :) widziałam ze byłaś na forum :)
Dziś piątek, może odpoczniesz przez weekend :)
Znalazłaś pianino?
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pt gru 11, 2015 22:31 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Liliana Klaudia ma rację i nie będę się rozpisywać jak należy ustawiać męża. Ale musisz o siebie zawalczyć bo jesteś super dziewczyną, żoną i matką a że on nie umie tego docenić to jego strata. Ja męża też ustawiłam, nawet kanapeczki mi do pracy robi, czasami się buntuje ale tylko czasami.
Pamiętaj o sobie i dzieciach i tych kocich też.
Obrazek

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 26961
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob gru 12, 2015 15:26 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Oczywiście, że się nie pogniewałam. Po prostu mam urwanie tego i owego i ciągle się śpieszę. Właśnie wróciłam z egzaminów karate, które zdawali dzisiaj najpierw Zosia, a dwie godziny później Paweł. Zdali. Zosia wygląda tak rozczulająco śmiesznie, jak wymachuje ściśniętymi piąstkami i stopami w rozmiarze, nomen omen, trzydzieści dwa. Jak się do tego dołoży jakieś japońskie okrzyki, wyrzucane między cienkimi warkoczykami, przez szczerbatą buzię, to ma się ochotę z miejsca porwać mini karatekę i porządnie wyłaskotać pod paszkami. Nie jestem zwolenniczką sportów walki w wykonaniu kobiet, ale Zosia jest. Poza tym ma przynajmniej sporą dawkę ruchu. Z każdego treningu wychodzi zasapana, z buzią w kolorze purpury biskupiej. Paweł trenuje już cztery lata, więc wyrobił sobie dobrą kondycję i się nie męczy. Dopiero, gdy stanął na tle kolegów, dotarło do mnie, jaki on jest już wysoki... Jak chuda żyrafa.
Pianino kupiłam wczoraj, ale nie zdążyłam go odebrać ze sklepu muzycznego z Arkadii, bo TŻ miał migrenę, więc musiałam go zawieźć bezpośrednio do domu, gdzie cierpiał do wieczora. Właściwie, to spał cały dzień w zaciemnionym pokoju, a jak się przebudził, to pojęczał i dalej zasypiał. TŻ rzeczywiście ma skłonności do delegowania wszelkich obowiązków domowych na moje barki, chociaż czasem impulsywnie poodkurza. On zasadniczo potrafi sprzątać, tyle, że konieczne jest sporządzenie szczegółowego wykazu prac, które należy wykonać i łopatologiczne wytłumaczenie zalecanych czynności. Podstawą jest oczywiście ciągłe proszenie. Ma taki uszczerbek, taką wadę, rodzaj upośledzenia, że sam raczej nie domyśli się, że na przykład mokre pranie trzeba wyjąc z pralki i powiesić. Ba, jeśli się nie marzy o godzinach prasowania, to trzeba je porządnie roztrzepać i powiesić równo. Nie domyśli się, że jeśli się włączy do jakiejś czynności, to razem szybciej się z nią uporamy i na przykład wcześniej będziemy mogli wyjść do pracy. Już mi się czasem nie chce tak ciągle go prosić... Teraz i tak jest o niebo lepiej, bo małżonek poproszony o zadziałanie, zazwyczaj je realizuje. Kiedyś posiłkował się zwrotami: "potem", "zaraz", "później". "jutro", "w grudniu po południu" i nic nie robił, jeśli nie miał ochoty. Ja miałam zszargane własnymi oczekiwaniami nerwy, a on był cały w pretensjach, że go nie akceptuję, że nie pozwalam mu odpocząć i ciągle próbuję go zmienić na własną modłę. Więc postanowiłam, że zamiast go ciągle błagać nadaremno, to poradzę sobie sama. I to nikomu nie wyszło na zdrowie. Wszelkie decyzje dotyczące mieszkania, mebli i dzieci też podejmuję raczej sama. Mam wrażenie, że gdybym polegała na TŻcie, to mieszkalibyśmy zapewne w jakiejś uroczej jaskini. No w najlepszym wypadku, gnieździlibyśmy się w dwóch pokoikach na Bemowie. Faktem jednak jest, że TŻ nie ma w domu. Wraca z pracy zazwyczaj wieczorem. Czasem pracuje, czasem imprezuje. Ja raczej nie imprezuję, bo mam dzieci pod opieką. A nie chcę pogrywać tak, żeby one były poszkodowane. Są dla mnie priorytetem. Dzięki temu, że TŻ dużo pracuje udaje mu się co miesiąc płacić po kilka tysięcy naszych rachunków. To dla niego też zapewne nie jest łatwe. Ja też pracuję i utrzymuję z tego dzieci. I koty. Ale moja praca, tak jakby, się nie liczy, bo wcześniej wracam. A że mam cały dom na głowie, to doprawdy nieistotny drobiazg. Bo TŻ płaci rachunki.
Więc zamiast narzekać, muszę znaleźć szczęście w tym, co mam. Przeważnie mi się to udaje. Ale czasem łapię doła. I mimo ciągłego zarobienia, chciałabym mieć jednak tego psa, na którego TŻ się nie zgadza.
Chociaż moje koty kocham wręcz namacalnie, miłością słodką, puchatą, czułą i tak stężoną, że aż gęstą. Samo patrzenie na nie sprawia mi przyjemność. Te dwa różowe noski i jeden szary, są wręcz stworzone do podziwiania. Ich mruczenie wprawia mnie w błogi nastrój. Są tak świetne, że szczerze współczuję każdej osobie, pozbawionej kociego towarzystwa.

Tak czy inaczej postanowiłam nie chodzić po świecie z miną tak ponurą, że płoszy spotkane przypadkiem psy. Szkoda życia na nerwacje. Humoru na stałe nie popsuł mi nawet fakt, że Paweł znalazł swój prezent, w związku z czym muszę kupić mu drugi. Bo bez niespodzianki mogłoby mu być przykro. Paweł jednak prosi, żeby mu prezentu nie wymieniać, bo ten jest tak kapitalny i wyczekany, że on już nie pamięta, co tam wygrzebał. I to gdzie? W bagażniku.
A wczoraj miałam z bagażnikiem bezpośrednie starcie. Chciałam błyskawicznie schować zakupy i nie zdążyłam poczekać, aż klapa się dobrze otworzy. Pochyliłam się, żeby wstawić siatki i... dzwon. W okolicę ciemieniową. Zobaczyłam piękne gwiazdy. I jaskrawe światło. Ale w związku z tym, że nie podążałam w jego stronę i poczekałam cierpliwie chwilkę lub dwie, to zgasło tak nagle, jak się pojawiło. A potem zobaczyłam sikorki modraszki. Aż się zastanawiałam, czy są prawdziwe, czy to tylko pourazowe zwidy. Takie śliczne były...

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Sob gru 12, 2015 15:40 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Aha: czasem włączę komputer i nie mam potem czasu do niego usiąść. W ogóle, wydaje mi się, że on "dla zdrowotności" potrzebuje majstra. Czasem klikam na jakąś stronę, a ona się nie chce otworzyć. I muszę kombinować, jak koń pod górkę, żeby wysłać post.Miau mi kiepsko chodzi. Pewnie się kompowi we łbie poprzewracało, z tego dobrobytu.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Sob gru 12, 2015 15:45 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Doczytałam wszystko :201454
Czasami warto pomysleć o sobie? Moze wypad do jakiegos spa? Porzadny fryzjer, zmiana fryzury albo chociażby kosmetyczka? Ot tak w koncu pomysleć o samej sobie...

Komputer pewnie wymaga nowego systemu, skoro strony sie nie ładują, a jak miau nie chodzi to juz w ogóle jest z nim bardzo zle :twisted:

Bardzo lubie czytać jak piszesz z sercem o swoich dzieciach.
Dzis Zosia Karateka zdala egzamin fiu fiu mama dumna :D
To wiele znaczy dla rodzicow- osiągnięcia Ich dzieci :ok:
"Dom należy do kotów. My tylko spłacamy kredyt"
Obrazek

Moli25

Avatar użytkownika
 
Posty: 19616
Od: Pon gru 22, 2014 21:40
Lokalizacja: K. Wrocław

Post » Sob gru 12, 2015 16:50 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

I tak trzymaj Liliano, nie można się wnerwiać idą Święta więc coś zrób dla siebie tak jak pisze Marta - kosmetyczka, fryzjer lub wszystko naraz. Mnie też by się to przydało takie małe SPA.
Moi też nie chcę psa a ja tęsknię za nim (szczególnie za moją Miką ) Obrazek
Pozdrawiam sobotnio.

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 26961
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Sob gru 12, 2015 19:31 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

To co to za pianino ze je odbierasz osobiście? :)
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Nie gru 13, 2015 20:55 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Dobry wieczór :)
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pon gru 14, 2015 17:16 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Dobry wieczór. :D
Że też tak powiem: zarekwirowałam synom tablet. Zgodnie z zasadą : dajcie mi człowieka, a wina się znajdzie. Nie da się na tym pisać w miarę gramatycznie, trzeba napinać dwa paluszki. Ale lepsza taka możność wypowiedzi, niż koniec wolności słowa. Bo Julka komputer odmówił współpracy. Nie chce przeglądać stron. Zmęczył się, zużył lub jest ogólnie wyczerpany. Biedulek. I tal tyle przeżył. Tal, czy inaczej trzeba będzie go naprawić, bo następna komunia w domu dopiero za półtora roku. :)
Dzisiaj przyszła bardzo miła pani Grażynka i Zosia zaczęa naukę gry na pianinie. Przez godzinę plumkały w salonie melodię, która brzmiała, jak elegia o pijanym krasnoludku. To jedyne skojarzenie, które mi się nasunęło. Ale Zosia jest zachwycona, pani też zadowolona z nowej uczenniczy, a ja jestem lżejsza. Niestety nie wagowo, tylko finansowo. Ale po to przecież haruję, żeby moim dzieciom się lżej żyło. Ja kiedyś zajęcia dodatkowe, pozaszkolne, miałam na polu, albo w oborze.
Zosia własny instrument dostanie pod choinkę. Kupiłam yamahę elektroniczną, specjalny model do nauki gry, dokładnie taki, jakiego życzyła sobie nauczycielka. Nie ma sensu od razu taszczyć na trzecie piętro trzystu kilowego pianina za kilkanaście tysięcy, bo jak się pannie odwidzi, to co ja z nim zrobię.
Okazało się jednak, że pani pianinowa ma uczulenie na koty, wyjąwszy własnego... Rety! Dzięki Ci dobry Boże, że ja nie mam uczulenia na koty, bo to byłby dramat. Bez kotów, to zostałyby mi jeno psychotropy.
Gustawcio strasznie głośno się myje. Będzie bardzo czysty, na tyle mlaskania. Wczoraj umył kawałek Zosinej rączki, z wdzięczności za głasanie. Moja córka była zachwycona takim pilingiem. Czerwona plama przez noc znikła. Może i ja się tak podstawię, to na kosmetyczce zaoszczędzę. Gustawek to niezwykle całuśny kocurek. Chociaż w moim przypadku, to już tylko przeszczep byłby skuteczny. Albo od razu reikarnacja.
Na szczęście dzisiaj pododa się poprawiła i przestało dąć. Przynajmniej biedne wrony mają spokój. Mocny wiatr zwykle pomiata nimi po calym niebie, aż niebożeta wyglądają, jak garść rozsypanych paproszków. Wczorajszy twister jednakże się uspokoił i przygasł. Dzięki niemu wczoraj szlag trafił prąd i mieszkańcy Zielonej Białołęki spędzili uroczy wieczór przy świecach. Doprawdy dziwne uczucie... Zwłaszcza, że wszystkie urządzenia w domu mam na prąd. Czytać, ani dłubać na szydełku się nie da, bo za ciemno. Planszówki też odpadają, bo nic nie widać. Niektórzy pewnie zajęli się zapobieganiem katastrofie demograficznej. A ja zapędziłam TŻa i dzieci do kościoła.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Pon gru 14, 2015 17:45 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Hej :)
A jak wygląda taki instrument?
Wczoraj wiało nieziemsko - u nas też wiatr wiał jak wściekły w kominie z kominka. Z jednej strony lubię tego słuchać, bo kojarzy mi się z Dickensem :)
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pon gru 14, 2015 20:28 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Klaudia, jak będę sama w domu, to zrobię zdjęcie.

U Dorci umarł rudy Bazyl. Został zabrany do domu z powodu paskudnie urwanej tylnej łapki. Niezaopatrzony nie przeżyłby ze ścięgnami na wierzchu na pozbawionym skóry kikucie. Tak więc Bazyl wygrał szczęście na loterii swojego nieszczęścia. Dobry człowiek pomógł. Zrobiono operację. Kot dostał bezpieczeństwo, jedzenie, troskę. Dostał dom z miłością w pakiecie. Ale dalej cierpiał, więc szukano przyczyny, żeby leczyć, zaklepać zdrowie i przegonić ból. Znowu operacja. Po otwarciu brzucha okazało się, że Bazyl choruje na zaawansowaną postać raka wątroby. Jeśli jakakolwiek przyczyna śmierci mogłaby być prozaiczna, to z pewnością ta.
Życie Bazyla zatoczyło okrąg: urodził się kochany przez swoją mamę, a umarł kochany przez ludzi. Nie wiadomo co było w międzyczasie. Uszkodzona łapka pozwala ma snucie domysłow, że pewnie słodkoraczej nie było. Ale tego nie wiemy i się nie dowiemy.
Miałam kiedyś pacjenta, Wacka powiedzmy, chociaż tamten człowiek nosił inne imię. Wcek był w moim wieku. Przeżył operację neuprochirurgiczną. Usunięto mu kawałek zmienionej nowotworowo taknki mózgowej, razem z częścią duszy oraz intekektu. Po leczeniu pozostały za to przykurcze, niedowłady, brak samodzielności i odleżyna na tyłku taka, że swobodnie mogłam włożyć w ranę dwie zwinięte pięści. I to właśnię tą odleżynę miałam za zadanie wykurować. Wacek miał rodziców, którzy się nim zajęli. Oboje emeryci. Matka miała osteoporozę i siedziała w domu. Ciężko jej było obracać syna z boku na bok. Ojciec dorabiał sobie jako cieć na pobliskim parkingu i co dwie godziny wpadał dodomu żeby zmienić Wackowi pozycję w łóżku, co jak wiadomo jest podstawowym wymogiem przy leczeniu odleżyn. Wacek miał też zamężną siostrę, która mieszkała ze swoją rodziną w sąsiednim bloku. Miała syna, który chorował na wzrodziejące zapalenie jelita grubego i oprócz diety i leków, wymagał systematyznych resekcji chorego jelita. Leczenie nie przynosiło poprawy. W końcu, jak dzieciak miał czternaście lat, wyłoniono mu stomię. Więc siostra nie mogła zajmować się Wackiem, bo niemalże mieszkała w Centrum Zdrowia Dziecka, razem ze swoim często hospitalizowanym synem. Jednak pewnego razu matce Wacka urósł na szyi guz wielkości arbuza. Chłoniak. Wiec przychodziłam opatrywać odleżynę Wacka, szyję z rozpadającym się guzem u jego matki, oraz robić jej zastrzyki przeciwbólowe w dwkach, które powaliłyby konia, ale jej niezbyt pomagały. Po trzech miesiącach kobieta zmarła, a ojciec rzucił fuchę, żeby zaopiekować się Wackiem. Czasem się opiekował. Ale czasem pił, nie otwierał drzwi i Wacek bywał głodny. Bo przecież nie mógł skoczyć po zakupy, ani nawet do kuchni po kanapkę. Ojciec Wacka zmarł nagle z powodu perforacji wrzodu żołądka. Po pogrzebie Wackiem zajęła się sąsiadka, przyjaciółka matki. Przynosiła mu jedzenie, myła, zmieniala ubrania i pościel. Ale siostra Wacka potrzebowała pieniędzy na leczenie syna i chciala sprzedac mieszkanie po rodzicach. Ale Wacek nie zawsze pamiętał, że ojciec nieżyje. Oglądał sobie telewizję i nie chciał zamieszkać w domu opieki. Nie wyrażał zgody. Siostra wniosła sprawę do sądu, została opiekunem prawnym i sama wyraziła zgodę. Odleżyna się akurat zagoiła. Nie wiem, czy Wacek nadal żyje.
Nauczyłam się współczuć bez współodczuwania. Żeby chronić siebie, trzeba stanąć z boku. Żeby móc chociaż trochę pomóc. Nie da się jednak uciec od wlasnego cierpienia. Nigdy nie zapomnę tej huśtawki emocjonalnej w ostatniej fazie życia Maurynia: od nadziei do rozpaczy. Pragnęłam wziąść jego ból na siebie, bo swój ból łatwiej jest znieść, niż bezradność patrzenia na cierpienie najbliższej, niewinnej istoty. Nie było dla mnie za wysokiej ceny na pomoc dla niego. Serce mi pękało, gdy tuliłam w ramionach jego martwe ciałko. Przed cierpieniem nie da się uciec.
Dlaczego Wacek i Bazyl mieli twarze Hioba? Dlaczego jednych cierpienie przygniata i wyniszcza, a innych ledwie muśnie lub zgoła omija? Dlaczego nietórych cierpienie uszlachetnia i uczy życiowej mądrości, a innych upadla? Czy to kwestia wiary, wytrzymałości, stopnia koncentracji na sobie lub innych? Dlaczego dla niektórych śmierć jest błogosławieństwem, a dla innych przekleństwem? Moja babcia mówiła, że kogo Pan Bóg bardziej miłuje, temu krzyżyki daje. Czy cierpienie ma być rodzajem próby, czy kary? Czy pochodzi od Boga, czy od złego ducha? Czy jest konsekwencją naszych wyborów? Dlaczego droga do świętości zawsze wiedzie przez cierpienie?
Prawda jest taka, że ile ludzi, tyle odpowiedzi. Nie ma odpowiedzi uniwersalnej dla każdego. Nie tu, nie na tym świecie. Póki co trzeba przejść nad cierpieniem do porządku dziennego. Jest częścią życia i nikt przed nmi nie ucieknie.
Ostatnio edytowano Pon gru 14, 2015 21:09 przez lilianaj, łącznie edytowano 1 raz

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

Post » Pon gru 14, 2015 20:41 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

lilianaj pisze:Klaudia, jak będę sama w domu, to zrobię zdjęcie.

U Dorci umarł rudy Bazyl. Został zabrany do domu z powodu paskudnie urwanej tylnej łapki. Niezaopatrzony nie przeżyłby ze ścięgnami na wierzchu na pozbawionym skóry kikucie. Tak więc Bazyl wygrał szczęście na loterii swojego nieszczęścia. Dobry człowiek pomógł. Zrobiono operację. Kot dostał bezpieczeństwo, jedzenie, troskę. Dostał dom z miłością w pakiecie. Ale dalej cierpiał, więc szukano przyczyny, żeby leczyć, zaklepać zdrowie i przegonić ból. Znowu operacja. Po otwarciu brzucha okazało się, że Bazyl choruje na zaawansowaną postać raka wątroby. Jeśli jakakolwiek przyczyna śmierci mogłaby być prozaiczna, to z pewnością ta.
Życie Bazyla zatoczyło okrąg: urodził się kochany przez swoją mamę, a umarł kochany przez ludzi. Nie wiadomo co było w międzyczasie. Uszkodzona łapka pozwala ma snucie domysłow, że pewnie słodkoraczej nie było. Ale tego nie wiemy i się nie dowiemy.
Miałam kiedyś pacjenta, Wacka powiedzmy, chociaż tamten człowiek nosił inne imię. Wcek był w moim wieku. Przeżył operację neuprochirurgiczną. Usunięto mu kawałek zmienionej nowotworowo taknki mózgowej, razem z częścią duszy oraz intekektu. Po leczeniu pozostały za to przykurcze, niedowłady, brak samodzielności i odleżyna na tyłku taka, że swobodnie mogłam włożyć w ranę dwie zwinięte pięści. I to właśnię tą odleżynę miałam za zadanie wykurować. Wacek miał rodziców, którzy się nim zajęli. Oboje emeryci. Matka miała osteoporozę i siedziała w domu. Ciężko jej było obracać syna z boku na bok. Ojciec dorabiał sobie jako cieć na pobliskim parkingu i co dwie godziny wpadał dodomu żeby zmienić Wackowi pozycję w łóżku, co jak wiadomo jest podstawowym wymogiem przy leczeniu odleżyn. Wacek miał też zamężną siostrę, która mieszkała ze swoją rodziną w sąsiednim bloku. Miała syna, który chorował na wzrodziejące zapalenie jelita grubego i oprócz diety i leków, wymagał systematyznych resekcji chorego jelita. Leczenie nie przynosiło poprawy. W końcu, jak dzieciak miał czternaście lat, wyłoniono mu stomię. Więc siostra nie mogła zajmować się Wackiem, bo niemalże mieszkała w Centrum Zdrowia Dziecka, razem ze swoim często hospitalizowanym synem. Jednak pewnego razu matce Wacka urósł na szyi guz wielkości arbuza. Chłoniak. Wiec przychodziłam opatrywać odleżynę Wacka, szyję z rozpadającym się guzem u jego matki, oraz robić jej zastrzyki przeciwbólowe w dwkach, które powaliłyby konia, ale jej niezbyt pomagały. Po trzech miesiącach kobieta zmarła, a ojciec rzucił fuchę, żeby zaopiekować się Wackiem. Czasem się opiekował. Ale czasem pił, nie otwierał drzwi i Wacek bywał głodny. Bo przecież nie mógł skoczyć po zakupy, ani nawet do kuchni po kanapkę. Ojciec Wacka zmarł nagle z powodu perforacji wrzodu żołądka. Po pogrzebie Wackiem zajęła się sąsiadka, przyjaciółka matki. Przynosiła mu jedzenie, myła, zmieniala ubrania i pościel. Ale siostra Wacka potrzebowała pieniędzy na leczenie syna i chciala sprzedac mieszkanie po rodzicach. Ale Wacek nie zawsze pamiętał, że ojciec nieżyje. Oglądał sobie telewizję i nie chciał zamieszkać w domu opieki. Nie wyr<

Okrutna proza życia :placz: nie wiem nawet co pisać......... :placz:

Gosiagosia

Avatar użytkownika
 
Posty: 26961
Od: Wto kwi 23, 2013 11:47
Lokalizacja: Warszawa

Post » Pon gru 14, 2015 20:43 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Oj chyba zjadło Ci resztę wiadomości, albo dalej piszesz :) Myślę, że historia nie jest skończona, więc poczekam na dokończenie lub potwierdzenie :)

Jakbyś mogła (bo się na tym znasz) to zajrzyj do Dorotki Sihaji, której zmarł kot Morfeuszek, bo dziś dostała wyniki sekcji zwłok, są zaskakujące i dziewczyna płacze :( Może będziesz mogła ją pocieszyć jakimś swoim doświadczeniem z pacjentami... proszę :oops:
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Pon gru 14, 2015 23:08 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Dziękuję :* :1luvu: :1luvu: :1luvu:
Skarby: Obrazek

klaudiafj

Avatar użytkownika
 
Posty: 23551
Od: Czw cze 05, 2014 21:02
Lokalizacja: Bytom

Post » Śro gru 16, 2015 21:03 Re: Gustaw i Orbis i Florencja, czyli Ragilian. Nowe zdjęcia

Święta coraz bliżej, więc przemieniam się w kobietę pracującą, z tych, co to żadnej pracy się nie boją. Wczoraj postanowiłam umyć okna, ale zaczął padać śnieg, który mnie uwolnił od katorżniczej roboty. Dzisiaj już nie padał. Okna lśnią, a ja marzę o wizycie u geriatry, albo innego masażysty. Włosy mnie bolą, paznokcie mnie bolą. I kręgosłup nasuwa, jak szalony. Ale to żaden problem. Doszła mi nowa pacjentka do opatrunku: z cukrzycą, otyłością i gnijącymi ranami na nogach. Całkiem pogodna i radosna dusza, z niebieskimi oczami, zamknięta w pułapce uszkodzonej cielesności... Jak nam się nie uda wygoić tych ran, to panią czekają amputacje obu podudzi. Biedna, reaguje bólowo na każdy dotyk, a rany wymagają chirurgicznego opracowania. Skalpelem. Cienko to widzę. Ale może się udać.
Paweł ma zapalenie tchawicy i kaszle, jak rasowy grużlik. Nie był dziś w szkole. Dałam mu proszki, syropy i inhalacje i kazałam leżeć w łóżku. Zaraz postawię mu bańki. Orbis też ma napady kaszlu. W związku z tym byłam z nim w Canfelisie u wet Kołodziejskiej. Co prawda na jutro na jedenastą trzydzieści była możliwość pójścia na wizytę do Dominiki Borkowskiej, ale bałam się czekać do jutra. W poczekalni spotkałam koleżankę z miau, ale nie znam jej osobiście i... wstydziłam się zagadać bezpośrednio. Bo może nie każdy forumowicz chce zostać zdemaskowany. Zresztą byłam z Zosią, a i Orbiś domagał się uwagi, tulenia, głaskania, oraz noszenia. On jest absorbujący w słodki sposób i nie można go zostawiać na pastwę strachu w transporterze. Wetce trudno było dokładnie osłuchać mojego chorodupka, bo mruczał tak, że aż stół do badania drżał. Wąchanie gazika ze spirutusem nasila mruczenie. Trochę pomógł odkręcomy kran. I okazało się, że Orbinio ma szmery nad tchawicą. Czyli mają z Pawłem tego samego wirusa i i/dentyczne choróbsko. Zakazałam wszystkim zafluczonym osobom całowania kotów. Nawet w plecki. Dostało szczęście moje zastrzyk w pupinkę, a do domu Metacam, Immuno-dol i jeśli stan podgorączkowy będzie się utrzymywał, to od jutra wejdzie Unidox.

lilianaj

Avatar użytkownika
 
Posty: 5228
Od: Sob kwi 26, 2014 19:14
Lokalizacja: Warszawa Białołęka

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Silverblue i 12 gości