Przed Świętami uświadomiłam sobie, że minęło już 9 miesięscy od kastracji Frycka i pół roku odkąd zaczęłam cierpliwie podmieniać kocie kocyki, żeby zapachy Fryca i mojej trójki wreszcie się wymieszały. Pomyślałam, że może wystarczy już tych manewrów i mojego bywania w drukarni w każdy wolny od pracy dzień, by nakarmić gagatka i zapewnić mu odrobinę zabawy
Nasz klient, który pasjonuje się bioenergią i niekonwencjonalnymi metodami leczenia, a akurat odwiedził nas tuż przed Świętami, pomachał nad Frycem wahadełkiem, by wybić mu ze łba głupie pomysły

i w ubiegłą sobotę mój firmowy kot zawitał w naszym domu.

Fryc w mig poznał miejsce i z marszu wziął udział w gospodarskim obchodzie Michała:

Milka, Kropka i Frodo, którzy byli akurat w ogrodzie, od razu zainteresowali się towarzyszem wujka

. Zamarłam, gdy zgodnie ruszyli tyralierą na spotkanie Fryckowi. Choć miałam zamiar dokumentować krok po kroku nasze drugie podejście do dokocenia, odłożyłam aparat, bo obserwowanie kotów pochłonęło mnie całkowicie

.

Okazuje się, że ten długi czas był potrzebny całej czwórce. Frycek porządnie wyciszył hormony

, a przede wszystkim koty poznały swoje zapachy, które przenosiliśmy na naszych ubraniach i dłoniach. Przy zetknięciu noskami, uświadomiły sobie, że przecież już dobrze się znają i zareagowały na siebie bardzo spokojnie

.
Byłam nastawiona na kocie awantury i paniczne ucieczki Milki, a tymczasem skończyło się na kilku sykach. Oczywiście Kropka nie byłaby sobą, gdyby ze trzy razy nie potraktowała Frycka łapą

, ale zniósł to z godnością. Mam wrażenie, że oddał jej przywództwo walkowerem

.
Przez całe Święta nie mogłam uwierzyć, że to co widzę dzieje się naprawdę.
Czy tak wygląda właśnie dokacające się stado?





Dziś wyszłam do pracy, zostawiając w domu cztery układające się do snu koty

.
Liczę się z tym, że może dochodzić jeszcze między nimi do konfliktów, ale przy takim ich nastawieniu do siebie, jestem pewna, że damy radę i Frycek pozostanie w Dąbrowach już na stałe.
