Nie, to nie konflikt. Zastanawiam się jak Ci to napisać, żeby było zrozumiale.
Jutro będzie rok odkąd zaczęłam na ostro tymczasowanie i zaczęłam od kocurka z fiv. Z racji choroby musiałam go izolować w mikroskopijnej kuchni, a z racji wielu innych chorob i wielu wycieczek do różnych wetów oraz wielu emocji, płaczu i nerwów siłą rzeczy miałam o wiele mniej czasu i uwagi dla moich rezydentek. Czyli straciły. Plus straciły jakiś fragment przestrzeni. Miały stres spowodowany "niewiadomokimzadrzwiamialektośtamjest". I kompletną dezorganizacją jedzenia, zabawy, kuwet. Mała jeszcze nie sikała, ale była mocno zaniepokojona. Szymuś był u mnie 5 tygodni, potem pojechał do ds. Szukając mu domu i informacji na temat choroby i wszelkich innych zaangażowałam się mocno w forum miau.pl. Nie muszę pisać, ze to pożeracz czasu jak żaden inny. Poza tym też okazało się że moje osiedlowe dwie duże kocie rodziny chorowały na ostry kk więc też się nimi zjamowałam i angażowałam w leczenie. To wszystko były zabieracze mojej uwagi mooim rezydentkom. Dużo tego było.
Szymus pojechał do ds. Było 16 dni radości, spokoju (choć miau i osiedlowe rodziny zostały plus walka z ludźmi, karmicielkami, skargi na mnie do TOZu), powróciły dawne zabawy i rytuały. 17 listopada wzięłam Nusię, z połamanymi łapami, która zamieszkała w kuchni. I znów to samo jak z Szymusiem. Wtedy już Mała zaczęła sikać, ale jeszcze jadła. Ja oczywiscie wyedukowana przez miau i nie tylko robiłam wszystko co robiłam wcześniej z rezydentkami tak, aby miały poczucie jak najmniejszej zmiany, ale - i to jest odkrycie sprzed tygodnia dokładnie -
moja uwaga była rozproszona też na inne rzeczy, sprawy, koty. Co z tego, że bawiłam się tak samo skoro byłam tak potwornie zmęczona, ze tylko marzyłam, aby przeznaczony czas na zabawę już się skończył, co z tego, że przytulałam, jak myślałam wtedy o tym że Nusia za drzwiami miauczy itp.itd.itp. 1 grudnia, gdy Nusia była w kuchni, wzięłam jej dwie siostrzyczki i zamieszkały w jeszcze mniejszej łazience. Kolejne zmiany. Mała sikała regularnie i na potęgę, przestała jeść. Jakoś w połowie grudnia wszystkie trzy czarne wyszły na mieszkanie, ale to nie poprawiło sytuacji Małej. Była w styczniu tak chuda, że z daleka (a jestem krótkowidzem) widziałam przez skórę jej kręgosłup.
To tak w dużym skrócie. W lutym doszło jeszcze adoptowanie kotów od zbieraczki z Saskiej Kępy. I gdy na początku wrzesnia, a ściślej 25 sierpnia, dowiedziałam się, że mój stan zdrowia wprawił lekarzy w osłupienie, ze jeszcze zyję, zwolniłam. Siłą rzeczy, wiele stresów przestało być ważnych. Zwolnienie zatrzymało mnie w domu i przejrzałam na oczy - właśnie wtedy poczułam różnicę w mojej koncentracji i uwadze na rezydentkach. Zobaczyłam że na Małej faktycznie mocno angażuję się w związku z jej sikaniem wszędzie. Zobaczyłam, ze rezydentki już rok temu powinny być zaszczepione, że u Dużej jest łupież i chyba troszkę za bardzo przytyła, ze mają smutne pyski i jakoś tak w ogole zobaczyłam swoje kochane burasie. I że nie muszę się wiećej z nimi bawić tylko w trakcie zabawy koncentrować się na nich a nie myślami błądzić gdzieś indziej.. Mam nadzieję, ze to jasno napisałam. I jak sobie to wszystko uświadomiłam to zaczęłam to robić.
W efekcie: Mała od tygodnia nie sika poza kuwetę, a ja dodatkowo chwalę i głaszczę ją za każdym razem, gdy widzę sioo w kuwetce (tzn jak jest jeszcze w kuwecie i zakopuje urobek). Mała i Duża zaczęły się włączać i brać udział w zabawach, w których tylko dominowały i uczestniczyły wcześniej Małę Czarne. Maleńka zaczęła przychodzić do mnie do łóżka i przytulać się na chwilę mimo że są w nim i regularnie ze mną śpią Małe Czarne. I od wczoraj mała zaczęła kombinować jak to zrobić, aby bawić się ze mną piórkami w łóżku.
Generalnie moje rezydentki już nie wycofują się do szafy z rezygnacją..
Mam nadzieję, ze jakoś umiejętnie to wytłumaczyłam i nie brzmi to zbyt dziwnie. generalnie gdy o tym akurat dzisiaj, w Dniu 4 Urodzin mojej Małej myślę, to ze szczególnym jakimś wzruszeniem patrze na te moje burasie, jakie sa one mądre i niesamowite, ze tyle ze mną wytrzymały i przeszły i nie zagryzły na śmierć żadnego tymczasa
Kochane Bure Pyski Dwa
