Nowa seteczka, stara bajeczka - Kroniki skrzata Kleofasa

blaski i cienie życia z kotem

Moderatorzy: Estraven, Moderatorzy

Post » Śro lip 30, 2008 19:11

MaryLux pisze:
Ania z Poznania pisze:Doczytałam, nareszcie doczytałam!!!
Przed urlopem podrukowałam sobie calutką opowieść skrzata Kleofasa, od pierwszego odcinka, bo aż takie zaległości miałam. Przeczytałam jednym tchem. Potem przeczytałam po raz drugi, bo tego nie da się czytać na szybko... i pewnie jeszcze po raz trzeci bym zaczęła czytać, ale zdecydowałam się najpierw doczytałać resztę.
Cudowne... magiczne... niesamowite...
I fajnie jest dokładać brakujące puzzle do historii Złociejowa, widzianej kolejnymi oczami.
Caty, jesteś po prostu niesamowita!
Tylko nie mów, że w jeszcze poprzednim wcieleniu byłaś skrzatem! :lol:

Ależ caty nie BYŁA, tylko JEST skrzatem, a właśnie teraz trwa JEJ baśniowy rok...



Właśnie. Basniowy rok...
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw lip 31, 2008 6:28

no to mamy bajusie z pierwszej ręki :1luvu:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Czw lip 31, 2008 11:16

caty pisze:
Właśnie. Basniowy rok...


Caty, aby ten rok trwał wiele, wiele lat - wszystko wszak jest mozliwe w Złociejowie :ok:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Czw lip 31, 2008 17:24

Zapatrzyłem się w ogień. Żar wydobywał z sosnowych polan labirynty korników, świeciły czerwono i gasły. W popiele raz po raz błyskały dogasające iskry, wilgotne liście zwijały się z cichym sykiem.
Taneczny krąg wirował dokoła niby świetlista obręcz.
Zamrugałem oczyma.
W świetlistym kręgu dostrzegłem wyraźnie odcinającą się od mroku postać Dziadka. Mijając mnie pomachał ręką i biegnąc na czele korowodu podążył w kierunku starego dębu. Pień drzewa wybrzuszył się i pękł ukazując połyskujący łuk, za którym rozciągała się błękitnawa, opalizująca poświata. W niej, niby we mgle dostrzegłem smukłą sylwetkę kota, którego zielone oczy błysnęły ciepło w moją stronę.
- Bazyli…? – Szepnąłem, a cień kota rozwiał się w powietrzu.
- Kleofasie…
Powoli odwróciłem głowę.
Stała obok mnie. Wyglądała dokładnie tak samo, jak wtedy, kiedy po raz pierwszy dostrzegłem ją na łące.
Wstałem i zrobiłem krok w przód.
Podszedłem do starego dębu. Błękitna poświata rozwiała się na jeden moment i dostrzegłem łąkę z obrazu wiszącego na ścianie salonu.
- To tutaj…? – Zapytałem. Skinęła głową i znikła.
Muzyka nagle urwała się. Poczułem jak ogarnia mnie przedziwna tęsknota, tęsknota, jakiej nigdy dotąd nie doznałem.
Leśny stał tuż obok pochyliwszy rogatą głowę.
Brama zamknęła się a wiatr zaskrzypiał konarami dębu. Jeden, przedwcześnie uschły liść oderwał się od gałęzi, zawirował, błysnął w dogasających płomieniach i upadł tuż u moich nóg.
Dźwięk fletu urwał się i tancerze przysiedli na trawie.
- Myślałem, że to Człowiek przyszedł na polanę – powiedział z uśmiechem ojciec.
- Prawie człowiek – rzekł Leśny i usiadł obok nas.
- Odnawiamy Złociejowski dwór – powiedziałem.
Leśny uśmiechnął się.
- Nie odmówię ci pomocy – powiedział.
Pozostałem na polanie do świtu, a kiedy niebo poczęło różowieć a pnie sosen zabłysły czysta miedzią uściskałem ojca i ruszyłem w stronę miasteczka.
Obszedłem łąkę idąc skrajem lasu, powitałem trzy smukłe brzozy i poczuwszy nagła senność wyciągnąłem się tuż obok nich na miedzy.
- A-a-a, strzygonie dwa, nic nie będą robiły, tylko koty męczyły – zaśpiewało coś w trawie.
- DOBRANOC – powiedziałem stanowczym tonem i zamknąłem oczy.
- Oho ho, widzicie go, strzygoń, po nocy się pałęta, o dniu bożym nie pamięta – prychnęła kotka i usłyszałem, jak oddala się szeleszcząc w trawie.
Kiedy południowe słońce przygrzało mocniej otworzyłem oczy i otarłem spoconą twarz.
Zerwałem wielką głowę różowej koniczyny i wyssałem z dzbanuszków słodki nektar.
W dole łąki stały senne, czarno-białe krowy, a nad moją głową krążył jastrząb.
- Dzioby i szpony – zawołałem.
- Dobrego dnia! – Dobiegło z góry.
- Pomyślnych łowów! – Odkrzyknąłem.
- Łowów? – Za moimi plecami zadzwoniły kocie główki.
Uśmiechnąłem się do pary szaro-burych oczu spoglądających na mnie spod kolorowej grzywki.
Bez słowa wskazałem ręką niknącą w chmurach sylwetkę jastrzębia.
- Moja babcia i matka też rozmawiały ze zwierzętami – powiedziała i usiadła obok mnie.
- W Złociejowie to chyba zwyczajne – powiedziałem.
Energicznie skinęła głową.
- Tutaj w ogóle dzieją się dziwne rzeczy – poprawiła lewy kolczyk i spojrzała na mnie spod grzywki. – Ostatnio dużo ludzi przyjeżdża do Złociejowa – dodała. – pan będzie odnawiał dwór, tak ?
- Nie do końca – odparłem. – Mam podpowiadać, co i gdzie, i tyle.
Wstałem i otrzepałem z trawy ubranie.
- Właśnie tam idę, więc …
- Bardzo chętnie pójdę z panem – powiedziała. – Kocham towarzystwo starych…- zaczerwieniła się jak mała dziewczynka – starszych ludzi…nie to, co smarkacze w mundurach…wyrastają jak spod ziemi…otwierają drzwi nieproszeni i wieszają bukieciki na drzwiach.
- Bukieciki…- powtórzyłem. – Proszę sobie wyobrazić, że sam kiedyś…
- Kiedyś to były inne czasy – ucięła i spoważniała. – A tak w ogóle to wygląda pan jak skrzat z obrazu mojej babci.
- Możliwe – uśmiechnąłem się. – Może właśnie w taki sposób wyobrażała sobie skrzaty…
Kolczyki zadzwoniły wesoło.
- Kiedy byłam mała – powiedziała – widywałam skrzaty…moja mama potrafiła o nich godzinami opowiadać…ale oto i dwór, a ja pewnie pana zanudziłam na śmierć.
Przed uchyloną brama piętrzył się stos dębowych belek i sosnowych desek, a dokoła pachniało świeżo ciętym drzewem.
Przy schodkach leżało kilkanaście rzecznych kamieni, a pod ścianą ktoś rzucił pokaźna wiązkę chrustu.
Niepostrzeżenie pochyliłem się i dostrzegłem odciśnięty w piasku ślad kopyta. Obok niego, trochę zatarty, widniał odcisk bosej stopy.
- Ciekawe, jak to przytargali – właścicielka kolczyków pogładziła sporej wielkości głaz.
- To nieczysta sprawa – szara kotka wychyliła nos z trawy i zaraz schowała się na powrót..
- To Miaulina, kotka babci Tekli – wyjaśniła właścicielka kolczyków. – Wszędzie jej pełno.
Zza zakrętu polnej drogi dobiegło warczenie samochodu.
Kiedy zatrzymał się na poboczu najpierw wysiadł z niego mężczyzna w mundurze i towarzystwie sporej wielkości psa, a tuż po nich burmistrz.
- No właśnie – zadzwoniły kolczyki. – Jest gorszy niż Miaulina…
- Ciągle tylko Miaulina i Miaulina – mruknęła kotka odchodząc urażonym krokiem.
Mężczyzna w mundurze przeskoczył przydrożny rów i zdjął z głowy czapeczkę z napisem STRAŻ MIEJSKA.
- Pani Pa…Pani Kasieńko, naprawdę, samej na takie odludzie…- zawołał.
Pamięć podsunęła mi obraz Melchiora z mandoliną w dłoni.
- Wspaniale! – Burmistrz otarł cukier puder z ust. Wspaniale się pan spisał! Takie drewno…Naprawdę, jak stare…nie, nie będę pytał, to pańskie zawodowe tajemnice…po prostu czary…
- Po prostu czary – zgodziłem się i postukałem w dębową belkę. – Te belki zastąpią wszystkie zjedzone przez korniki – powiedziałem. – Deskami uzupełni się podłogi. Ale najpierw…
Przed moimi oczyma przesunął się obraz domu, białe, świecące wśród zieleni drzew ściany, brązowe okiennice, ganek opleciony dzikim winem.
- Opowiem wam jak widzę ten dom – rzekłem i usiedliśmy na rozgrzanych słońcem schodach.
Popłynęła opowieść o świetle naftowych lamp, o ciężkich, drewnianych krzesłach, ławach i stołach, glinianych misach pełnych jadła i wieczorach, gdy wszyscy gromadzili się przy kominku.
Wyczarowałem wzdychanie śpiących psów, trzask sosnowych polan, zapach nafty i świeżego chleba.
- I ja tam byłem, miód i wino piłem – zakończyłem swą opowieść.
Ciepła, drobna dłoń chwyciła mnie mocno za rękę.
- Naprawdę, pan musiał tam być! – Szarozielone oczy rozbłysły jak dwie gwiazdy.
- I tak w naszym mieście pojawił się czarodziej. – Rzekł burmistrza rozkładając na trawie serwetkę i rozpakowując niewielki pakuneczek.
- Raczej duch opiekuńczy – uśmiechnął się mężczyzna w mundurze, a pies zamachał ogonem.
- A moim zdaniem to strzygoń – zaszeptało w trawie. – Ale kto by tam słuchał Miauliny…
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Czw lip 31, 2008 19:15

ło matko, caty, jak cudnie choć na chwilę pobyć w Złociejowie :lol: :lol: :lol:
dziękuję za te chwile :1luvu: czarodziejko caty :1luvu:
ObrazekObrazek

mar9

Avatar użytkownika
 
Posty: 13971
Od: Wto mar 22, 2005 14:47
Lokalizacja: Zabrze

Post » Pt sie 01, 2008 14:59

Ja chcę do Złociejowa, nawet bez kremówek i czekolady w porcelanowych filiżankach :)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Pt sie 01, 2008 18:12

Kiedy wszystkie kremówki zostały zjedzone i kiedy opróżniono termos z kawą burmistrz spojrzał na zegarek.
- Zaraz, zaraz…- mruknął. – Coś mi się nie zgadza.
Z miasteczka, niesione popołudniowym wiatrem przyfrunęło pięć uderzeń.
- Co się nie zgadza? – Zapytał czujnie mężczyzna w mundurze i na wszelki wypadek wyjął z kieszeni czarny notatnik, kropka w kropkę taki sam, w jakim dwu sympatycznych staruszków sporządziło notatkę na temat mojego samochodu…
- Przyjechaliśmy tu o godzinie drugiej – rzekł burmistrz – i mój zegarek nadal pokazuje drugą…zaś zegar miejski twierdzi zupełnie coś innego.
Spuściłem wzrok. Wpadłszy w ferwor opowiadania na śmierć zapomniałem, że niechcący wciągnąłem moich słuchaczy w baśniowy czas…
- Być może znajduje się tu jakieś pole magnetyczne – odezwał się komendant straży miejskiej i postukał w tarczę zegarka.
Wskazówki drgnęły i popędziły naprzód jak szalone, dopóki nie zatrzymały się na godzinie piątej.
- Co najmniej dziwne – burmistrz podrapał się w głowę, ale po chwili uśmiechnął się.
- Dzisiaj przedstawi panu pańską asystentkę – powiedział.
- To chyba będziemy wracać? – Zadzwoniły kolczyki z kocimi główkami.
Gdy wsiedliśmy do samochodu komendant straży miejskiej nagle uderzył się ręką w czoło.
- No przecież miałem powiedzieć pani, pani Kasieńko, że babcia Tekla piecze dzisiaj swój słynny chleb z czarnuszka i zaprasza do siebie…właśnie po to pani szukałem…A moi pomocnicy na pewno pomyśleli już o zajęciu dla mnie…
Samochód przemknął polną drogą wzniecając tumany kurzu. Pies komendanta wysunąwszy głowę przez otwarte okienko szczekał na każde mijane drzewo, a wiatr dzwonił kolczykami.
Kiedy zajechaliśmy na rynek komendant ruchem głowy wskazał kilku mieszkańców miasteczka siedzących w karnym szyku na ławeczce przed drzwiami opatrzonymi tabliczka Straż Miejska w Złociejowie.
Obok spacerowało chichocząc dwu staruszków. Na widok komendanta jeden z nich wesoło pomachał czarnym notesem.
- Do zobaczenia – westchnął komendant i noga za nogą powlókł się w stronę swego biura.
- Przynajmniej mają rozrywkę – oświadczyła beztrosko pani Kasieńka, zwana również Pacynką i spojrzała na mnie z uśmiechem. – Mam nadzieję, że pójdzie pan z nami do Babci Tekli? Chleb z czarnuszką jest naprawdę pyszny…
Przebierając się w hotelowym pokoju przypomniałem sobie wieczory, gdy jasnowłosa dziewczyna przynosiła zawinięty w lniany ręcznik jeszcze ciepły bochen chleba, a smakowite okruszki z cichym szelestem spadały na podłogę.
Gdy miejski zegar wybił siódmą właścicielka hotelu zastukała do moich drzwi informując, że wszyscy już na mnie czekają.
Przy fontannie stał komendant straży miejskiej w zwyczajnym ubraniu, starsza pani o twarzy szmacianej lalki i pani Kasieńka, otulona kolorowym szalem.
- Czekamy jeszcze na Kocia… na Iwonę – powiedziała i wyjaśniła, że spóźnialska z racji ilości posiadanych przez nią kotów zwana jest potocznie Kociamą.
Drobna, ciemnowłosa kobieta wbiegła na rynek w towarzystwie sympatycznego, łaciatego kota.
- Przepraszam za spóźnienie – zawołała zdyszana, – ale najmniejszy wylazł na jabłoń i nie chciał zejść…
- W takim przypadku wezwanie straży miejskiej byłoby całkowicie uzasadnione – rzekł komendant, a Kociama uśmiechnęła się z wdzięcznością.
Zapach świeżego chleb poczułem na długo zanim zza drzew wyłonił się dach niedużego domku.
Siwowłosa staruszka czekała już na ganku, a obok niej stało dwoje młodych ludzi. W pierwszej chwili pomyślałem, że to dwu chłopców, jednak drobna postać w ogromnych okularach i z krótko przycięta czupryną okazała się dziewczyna o bladej, poważnej buzi. Stojący obok niej chłopiec miał długie, związane z tyłu włosy i niebieskie oczy.
- Witamy specjalnego gościa! – Zawołała Babcia Tekla wyciągając do mnie dłonie. Były trochę szorstkie, ciepłe i pachniały ziołami.
Wchodząc do sieni spostrzegłem zwisający z drewnianej półki szary ogon.
- Dzyń, dzyń – powiedziałem i lekko pociągnąłem jego koniuszek.
- Oho ho, strzygoń przyszedł – mruknęła Miaulina, ale w jej oczach dostrzegłem iskierkę rozbawienia.
Na kuchennym stole leżał pokrojony w grube kromki bochenek chleba ze złocistą, posypaną ziołami skórką, a obok stał dzbanek gorącej, zbożowej kawy.
- Tajemniczy gość niech zajmie miejsce honorowe – powiedziała Babcia Tekla wskazując mi krzesło. – Podobno chce pan wyczarować nowy dwór…
Rozłożyłem ręce.
- Tak mówią – odparłem, – ale czy się uda…
- Musi się udać! – Zawołała właścicielka kolczyków z kocimi główkami. – Po tym, co nam pan opowiedział…
Wziąłem najmniejszą z kromek i powąchałem skórkę. Zapachniało zimowymi wieczorami, a w mojej pamięci na jeden moment odżyły twarze moich przyjaciół.
- Tak, tak, zupełnie jak ongiś bywało – powiedziała Babcia Tekla zupełnie jakby czytała w moich myślach.
Spojrzałem tęsknie w stronę stojącej na kredensie naftowej lampy.
- Ot, przygotowana, jakby prądu brakło – Babcia Tekla podążyła za moim wzrokiem.
„ Niechby brakło ” pomyślałem, a żarówka zamigotał i zgasła.
Kuchnię wypełnił niebieskawy półmrok.
- No no – z kredensu dobiegło pełne podziwu mruknięcie.
Babcia Tekla postawiła lampę na stole i po chwili ciepły blask rozjaśnił kuchnię.
Przez otwarte okno wleciała duża, puszysta ćma.
Pacynka zgarnęła ją dłonią i wyrzuciła za okno.
- I takie to już jest to nasze miasto – powiedziała spoglądając w ślad za ćmą.
Siedzieliśmy w milczeniu jedząc chleb i popijając kawę. Chuda dziewczyna w okularach pogryzała świeże marchewki, które podsuwał jej chłopiec, komendant straży miejskiej wodził maślanymi oczyma za Pacynką a z kredensu połyskiwały zielone oczy Miauliny.
- Babciu – odezwała się w końcu dziewczyna w okularach – opowiedz panu jakąś historyjkę…
Babcia Tekla uśmiechnęła się.
- Jeszcze zdążę – powiedziała. – Jeszcze nadejdą długie zimowe wieczory…
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

Post » Sob sie 02, 2008 15:29

I jak tu się nie usmiechnąc... :lol:
Obrazek Frania 03.01.2013 [*] na zawsze w moim sercu

madziaki

 
Posty: 2471
Od: Sob lip 15, 2006 16:21
Lokalizacja: Kraków

Post » Sob sie 02, 2008 18:25

Mrrrrrrrrrrruuuuuuuuuuuuu :)
A ja dziś z caty rozmawiałam osobiście :)
I na zimowe wieczory naprawdę mają być złociejowskie baśnie :)

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie sie 03, 2008 9:47

madziaki pisze:I jak tu się nie usmiechnąc... :lol:

Dokładnie!

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie sie 03, 2008 9:50

MaryLux pisze:Mrrrrrrrrrrruuuuuuuuuuuuu :)
A ja dziś z caty rozmawiałam osobiście :)
I na zimowe wieczory naprawdę mają być złociejowskie baśnie :)

:ok: :ok: :ok:
Mrrrrruuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu!

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie sie 03, 2008 10:22

A wiecie?
Na moim ogródku i tarasie rozpanoszyły się ostatnimi czasy sroczki, bardzo gadatliwe na dodatek, no i bezczelne, podchodzą całkiem blisko, usiłując, z powodzeniem zresztą, wyjeść z psiej miski. Jedna to nawet skubnęła, przy okazji, zaciekawiona co też tak się rusza, koniuszek Czarnuszkowego ogona :roll: A Czarnuś na to zwiał w popłochu 8O :lol: No fakt, że to ciamajda, ale inne koty, którym w przeszłości zdarzało się ptaszka upolować, też teraz nie reagują :roll: Czyżby te gadatliwe sroki potrafiły się dogadać z moimi kotami??? Kiedy czytam opowieści Caty - wszystko wydaje mi się możliwe...
Więc pisz, pisz, pisz, nasz Skrzaciku kochany :wink: - i pamiętaj, że rok baśniowy jest baaaaaaaaaaaaaaardzo długi! :wink:

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie sie 03, 2008 13:34

Ale i w baśniach bez złego Licha się nie obejdzie - caty w drodze powrotnej z sabatu jędzuś miała awarię akumulatora. A złe licho chichotało: "wieczór bez bajki, ooo "

MaryLux

 
Posty: 163930
Od: Pon paź 16, 2006 14:21
Lokalizacja: Wrocław

Post » Nie sie 03, 2008 14:58

A to widocznie Lichu nie spodobał się sabat - może zazdrosne się poczuło?

Ania z Poznania

 
Posty: 3378
Od: Śro gru 17, 2003 15:25
Lokalizacja: Poznań

Post » Nie sie 03, 2008 18:22

Etam, licho...w studni siedzi:). Na szczęście spotkalismy dobre skrzaty, które nas przenocowały i naprawiły nam autko - a miało to miejsce w miejscowości STRZELIN - więvc daleko nie ujechalismy, Mary, od Ciebie...i dzisiaj wracalismy juś zupełnie spokojnie, z obiadem w Brzegu , przystankiem w lesie, na którym znaleźlismy dwa bezpańskie dywany...i już jestesmy w domu :). Jak wypocznę do kompa siadam...a jesli nie, to wybaczcie :)
Obrazek

Obrazek

EVIVA L`ARTE - czyli premiera nowej książki ! Ogryzek i przyjaciele w formie drukowanej !!!

caty

 
Posty: 5382
Od: Nie sty 01, 2006 18:36
Lokalizacja: Centrum Krakowa, azymut na krzyż :)

[poprzednia][następna]



Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Kankan i 40 gości