Ogólnie ze starszych i nowszych wieści to tak:
Matylda chowa się bardzo dobrze, 29 kwietnia obeszliśmy jej pierwszy roczek! Jestem kotem "gulgającym", ale biorąc pod uwagę jej pochodzenie, to pewnie już tak jej zostanie. W niczym to nie przeszkadza, no czasami tylko czesciej kaszle i kicha i zapach z pyszczka taki mnie ciekawy
Matylda lejąc dosłownie na swoje porażenie "biega" za muchami - to jej cel życiowy, jej bieganie poega na skakaniu stylem króliczym na wszstkich czterech odnóżkach do pierwszej przeszkody

ale potem szybko się zbiera i pędzi dalej za muchą.
Wciaż mnie rozczula, zawsze jak patrzę na tę mordkę kochaną, jak przypomnę sobie dzień w którym pierwszy raz zobaczyłam kota który nie umiał zrobić prawie jednego normalnego kroku, który nigdy nie zdążał do miski na czas, taką bidę... a teraz mam łobuzicę która poluje na robaczki, gryzie i drapie i tak cudnie odpycha moją twarz tylnią nogą jak mam ją na rękach
Co do Toffika to ciężko powiedzieć. Skończyliśmy dwie buteleczki kropel dr Bacha. Od jutra zaczniemy trzecią, znowu z troszkę zmodyfikowanym składem. Jest dużo mniej agresywny, czasem bardzo strachliwy. Matyldy niestety nie zaakceptował i ma nam za złe jej obecność. Natomiast świetnie czuje się na dworze, jego stosunek do nas na trawniku jest o niebo lepszy od tego w domu, tak jakby w domu ni eczuł sie już u siebie przez Matyldę, ale na podwórku jest u siebie i tu jest wszystkiego pewien. Nie wiem jak rozgryźć tego kota, serio...