Nareszcie nadeszły ferie szkolne. W niedzielę wywożę do Puszczy Knyszyńskiej 2 synów, 1 córkę i 1 męża. Przez dwa tygodnie nie będę sprawdzać, czy lekcje odrobione i nauczone, zawozić, przywozić, gotować, prać, sprzątać, leczyć gili, zbijać gorączki, przygotowywać stosownych ubrań, czesać, nakazywać, rozkazywać i prosić itp. Będę odpoczywać. Ja, Gustaw i Orbis. Będę czesać futra (sobie też), karmić, bawić się laserkiem lub/i wędką, czytać, oglądać nierozpakowane od wakacji filmy, szydełkować i chodzić do pracki. Pewnie bym się bardzo cieszyła, gdybym miała siłę, ale jestem tak padnięta na twarz, że jutro się ucieszę. Jutro też pakowanie, tego nie cierpię, ale jest to nieodzowne.
Gustawek z Orbisiem maszerują po domu, jak dwa "wewióry" z puchatymi ogonami na baczność.

Czasami trenują zapasy, biegają za myszami, gryzą buty i słomki do napojów. Gustawek gryzie mnie i dzieci. Nie tak, żeby bolało: chwyta zębami za rękę i delikatnie memle w buzi i mruczy, aż grucha.. To jego sposób okazywania uczuć

. To tak udany przychówek, że naprawdę szkoda poprzestać na dwóch
