Po pierwsze - mięsaki. Warto szczepić bez adjuwantów. Czyli Purevax. Droższy, ale lepszy. Poproś o zastrzyk nie w kark (większość wetów tak kłuje), a w podudzie lub - najnowsza moda - w ścianę brzucha. W razie najgorszego łatwiej uciąć łapę, niż kark

Wścieklizna jest oczywista, ale doradzałabym też FeLV, czyli kocią białaczkę. Możesz - cztery tygodnie po odstawieniu od matki - wykonać test paskowy ELISA w kierunku nosicielstwa tej choroby. Da miarodajne wyniki, o ile ewentualny wirus jest obecny we krwi. Jeśli jest latentny, wiarygodny jest tylko PCR (badanie na obecność DNA wirusa) ze szpiku. Ale jest bardzo mało prawdopodobne, że kiciki są nosicielami. Ergo - ja bym bezwzględnie szczepiła na FeLV, skoro będą wychodzić

Jest jeszcze FIV (feline immunodeficiency virus), czyli 'koci AIDS'. Objawia się tak samo jak ludzki, a przenosi przez ślinę (ugryzienia w walce). Szczepionki brak.
Agaga, nim się 'skociłam' (bo ja w końcu też z dogo) nie miałam pojęcia o tych niuansach

Psy są proste w obsłudze. Koty - nie.