To po kolei...
Wywlokłam dziś do weta Barbarkę i Piotrusia. Barbarka nie podobała mi się, bo jakoś tak... Futro miała takie nie za śliczne i brzuszek po operacji nie odrastał, chociaż była w grudniu. Piotruś, smarkacz po odstawieniu leków zaczyna natychmiast oddychać z trudem, smarka i w końcu kicha krwią...
Barbarka miała kontrolny rtg - w płuckach nie ma zmian na gorsze. Za to jest cukrzyca... Cukier z glukometru 447 - żadnych wątpliwości. Badania ambulatoryjne tylko potwierdziły...
Piotruś będzie miał w przyszłym tygodniu endoskopię(?) - nie wiem czy nie pokręciłam nazwy. W każdym razie będzie miał dłubane w nosie. Na razie dostał dwa zastrzyki w tyłek, co stanowczo oprotestował przy pomocy zębów i pazurków.
Kocida od dwóch dni ma mega paskudną biegunkę - dostaje intestinal. Soser sika krwią.
Dobiłam się całkiem w tej cholernej Łodzi. Gorączka mi nie spada, płuca ledwo dyndają na agrafkach...
Wczoraj w stadzie jakiś ogólnie zły humor panował. W końcu tuż przed kolacją wszyscy zaczęli tłuc się w kuchni. Futro latało, wrzask wielki rozchodził się po całej chałupie, wszyscy tłukli wszystkich. Barbarka stała spokojnie z boku z wałkiem w łapkach i lała każdego, kto wpadał z kłębowiska...
Idę zejść