Dziękuję Kotimint za dobre chęci, ale tutaj żaden lekarz nie pomoże na odległość. Zobaczymy co wyjdzie w badaniach jutro. Cóż, ja bym wolała, żeby jednak nic nie wyszło. Wtedy Marysia dostanie leki na uspokojenie i zobaczę po takiej terapii czy brzuch zacznie zarastać. Jedyne anomalie, które naprawdę wyszły w badaniach moczu i krwi i w macanku to kryształy w moczu i bolesny pęcherz. I to właśnie moja wetka podejrzewa cały czas. Bo Marysia jest wylizana w okolicy pęcherza i reaguje przy macanku właśnie na pęcherz. Kryształy są już rozpuszczone, ale pozostał mocz obojętny, a ma być kwaśny, więc za niedługo znowu badanie moczu czy już jest kwaśny. USG miało wykazać, czy nie ma jakiegoś kamienia w pęcherzu czy guza - no i nie ma nic. Nawet wczoraj wetka macając Marysię po brzuchu nadal nie miała zastrzeżeń do niczego w obrębie brzucha. Płuca też są ok, bo specjalnie kazałam osłuchać. Serce też ok. I dlatego moja wetka nie widzi żadnych przesłanek do zapalenia trzustki. A jak Kitusia miała chory brzuszek i wymiotowała to reagowała boleśnie i wtedy była wyraźna opcja zapalenia trzustki, ale jednak lipaza wykazała, że nic się złego nie dzieje. Więc myślę, że moja wetka ma racje. No a co do nerek.. w badaniu krwi czy usg też nie ma zmian. I jeszcze w badaniu wychodzi podniesiony cholesterol. I wetka moja każe to kontrolować, bo mówi, że jak się to będzie utrzymywać to mamy problem. Także wszystko tutaj jest pod dokładną kontrolą. Uspokoiłam się trochę po wczorajszym dniu. Nie wiem czy czytałaś wynik usg - wkleiłam do tutaj - i nie ma w nim zmian oprócz za dużej ilości tłuszczyku, gazów i tej jednej zmiany okrągłej, która nie wiadomo czym jest, ale na guz nie wygląda. Badanie było dokładne i Marysia wykazała się cierpliwością, leżała i na boczku i na pleckach, także jestem zadowolona

Dziękuję za kciuki:) jutro wetka ma dzwonić w sprawie wyników i w nich wyjdzie już wszystko. Dziękuję za kciuki :*
Jeżeli pisałam kiedyś, że Kitusia jest żywa to muszę to odwołać, bo w ostatnim czasie jest żywa do potęgi. Aż nie mogę w to uwierzyć. Jest jak Tosia, gdyby nie łapka to biegałaby ile wlezie a tak to szybko chodzi. Dziś obudziło mnie buszowanie namoim biurku, a że jestem na to wyczulona, ze względu na mój cudowny monitor, to zareagowałam - już miałam wołać Tośka! albo Maryśka! ale patrzę a to Kitusia kręci się w kółko i stara się wskoczyć na szafę, żeby iść po pudłach aż pod sufit. Odleglość do wskoczenia jest średnio wysoka, ale jest tu dużo gratów, więc Kitusia bała się i tak myślała, że da radę. Jednak w obawie uzasadnionej, że sobie nie poradzi i spadnie ściągnęłam ją z biurka. Chyba bym umarła na zawał jak Kitunia by sadła, jeszcze by połamała łapeczkę i to byłby koszmar.
I w związku z jej cudownym samopoczuciem doszłam do wniosku, że te migotki to może dlatego, że odrobinę się przeziębiła i spadła jej odporność, bo w nosku też ma takie trochę ubrudzone jak od katarku. Oczywiście nie kicha, ale może spadła jej odporność, bo też w oknie siedziała ostatnio i wiadomo pogoda jest różna. Kitusia w ciągu dnia preferuje moje łóżko w sypialni

A nigdy tu nie siedziała, bo wolała pokój m. a teraz woli być ze mną. Ale nie czarujmy się! To przez ten pomarańczowy kocyk. Kitusia go uwielbia i zauważyła, że jest na nim milej niż w łazience.
Tak bardzo się cieszę, że moja Kitusia z tygodnia na tydzień czuje się lepiej, że mimo, że to widzę to oczom nie dowierzam Ooo
Byłam wczoraj w studio. Przebrałam się w wygodny dres, ciepłe bamboszki, robiłam zdjęcia, słuchałam muzyki i nawet śpiewałam i tańczyłam z zadowolenia i sobie myślę, że jest super i nagle ktoś zaczął mi klamkować drzwi. To był jakiś facet, bo szarpnął klamkę mocno i chciał wejść, ale drzwi były zamknięte. Wystraszyłam się. Ten ktoś odszedł zanim podeszłam do wizjera. Powinien był zapukać potem. I to jest wada mojego lokalu. Że nie mam jeszcze jednego pomieszczenia, jakby przedpokoju tylko od razu wchodzi się do studia. Myślę, że to był jakiś klient, pewnie coś chciał. No, ale... potem miałam zepsuty humor. Mimo, że lokal jest super tonie jest on całkiem idealny.
Wieczorem mąż przywiózł mi moją koleżankę

Mój pierwszy klient


Długo siedziała w piwnicy, a teraz będzie ze mną w studio. Niestety kończy się ona na pasie. Nie ma też włosów. Ale jest cudownie brudna i mokra od deszczu. Uwielbiam ją. Ale nie ma imienia - jakieś pomysły?
Zrobiłam jej zdjęcia i uważam, że zrobiłam genialny portret, jestem z siebie dumna:

I teraz będę to zdjęcie wywoływać do formatu 60x90 lub większe i powieszę je nad kanapą w studio. Jak toś wejdzie to od razu będzie widział to zdjęcie i te świdrujące oczy... Co o tym myślicie?
W ogóle to moja koleżanka coś mi zrobiła złego, bo teraz mam ją już na tapecie monitora i telefonu
A moje pierwsze komercyjne zlecenie w studio to będą najprawdopodobniej ... lalki

Podobno są przygotowywane już do zdjęć. Fajnie

Ogólnie to jeszcze nikomu prócz rodziny nie powiedziałam o studiu a już jakieś sesje na horyzoncie się szykują

Lalki, świąteczna, zakochanych i było pytanie o miesięczne dziecko, o zdjęcie do dowodu heh
