Tak sobie dzisiaj myslalam ze mija dzien za dniem, tydzien za tygodniem, a u nas cisza. No bo coz tu pisac o walce na codzien, o dniach i godzinach jak moj Lunus- zwyczajnych-niezwyczajnych.
Wraz z nadejsciem slonecznych dni na parapecie pojawilo sie poslanko-wygrzewanko, na ktore jak wszedzie u nas juz teraz prowadza "schodki" zeby Dumny Chlopiec mogl sie przemieszczac samodzielnie.
Kilka cieplusich dni Lunus przywital na balkonie, powiedziawszy uprzednio stanowcze NIE Laurze, ktora rowniez chciala na balkon wyjsc
W zwiazku z niepokojacymi nas bardzo problemami neurologicznymi i znacznym Lunkowym wycofaniem, izolacja,apatia zrezygnowalismy z leku, powracajac do poprzedniej opcji. Na razie trzustka jakos sie ma, ale apetytu juz nie bardzo, jelitka leniwe...Wyglada na to ze bedziemy musieli jakos sie z tymi problemami pogodzic i zorganizowac sie z dokarmianiem, jako ze inna opcja lekowa nie przychodzi mi juz do glowy.
Poza tym czeka nas chyba wizyta u lekarza gdyz czuje cos po jednej stronie podczas glaskania, jakby deformacje kosci, mam jednak duzy problem ze zlokalizowaniem tego w innej pozycji. Cos tam jednak jest, mam takie poczucie juz od jakiegos czasu, a dzis jak wrocilam uderzylo mnie to, az mi sie goraco zrobilo.