Nie karmię jakoś rewelacyjnie - 1 pokarm fabryczny, 1 posiłek mięsny (ale czasem to tylko serduszka kurze, które kochają - oczywiście posiekane), do tego dobre (chyba) suche i woda zawsze. No i śmietanka - bo prócz Kotori i Rukii wszystkie mogą i lubią. Tak że to nie jest jakieś super-hiper fancy żywienie.
Pamiętałam że po tej emilce miała jakieś numerki - sił nie miałam sprawdzać, więc napisałam jak napisałam. No i samego imienia za bardzo nie lubię

. Ale nie rozumiem tego wywożenia kota, ani nie dbania o prawidłową jej wagę - to jej zaszkodzić może, tego "puszczenia na żywioł" sprawy psinki. Bo to szkodzi i jej i jej pani. Wiem jakie problemy to może wywołać kiedyś

. Kotki do wydania nie mam (zwłasza tak daleko), zresztą mam wrażenie, że większa jest szansa na porozumienie między Kotką a kocurkiem, niż między dwoma kiciami. Tylko tak czy siak - szansa to nie pewność. Nie wiem czy E. napisała, że bierze wszystkie koszty na siebie - możliwe, trochę trudno pisać tak jak jest. Wiem też, że wiele DT bałoby się wydać kotka do miejsc, gdzie ani kontakt nie byłby łatwy, ani odebranie w razie czego kota proste, a w razie ucieczki z domu (bo shit does happens) kot miałby spore szanse nie dożyć ratunku (usypianie "jak leci" ulicznych kotów). Dlatego dogadanie z Irlandzką Myszką lub inną wolontariuszką z sąsiedniego hrabstwa/okręgu wydaje mi się rozsądniejsze. No i jeśli po rozmowie z koleżanką, tymczasującą jej kotkę, gdy ona pracuje, zdecydowała się nie adoptować żadnego kota na razie - wszelkie powody do spamowania ofertami odpadają.