Pierwsze kilka dni zamykałam Szara wychodząc do pracy, nie chciałam sie denerwować, co tam się w domu dzieje. Ale nadszedł weekend, przez 2 dni nie było żadnego spięcia, wiec zostawiłam je osobno. Szarutek żyła sobie obok mnie. Nie szukała mojego towarzystwa, raczej odsuwała sie przed głaskaniem, ale nie bała się. Lubiła lezeć niedaleko na kanapie, kiedy czytałam albo ogladałam TV.
Po kilku miesiącach wróciłam do domu i zastałam rzeźnię, Podłoga w kuchni zalana krwia (tak myślałam), Szara zasikana i przerażona na parapecie... Kiedy ją podnosiłam sprawdzic skąd krwawi okaząło się, że boli ja brzuszek. Pierwsze krwowtoczne zapalenie pecherza... Na podłodze był mocz z krwią. Za karę, że choruje pobiła ją Biała. Dlaczego? Nie mam pojęcia, w każdym razie Szara tak sie jej bała, że chowała sie w łazience. Tam ja zamykałam ponad tydzień (jak wychodziłam), dopóki nie wyzdrowiała i dopóki nie zapomniała, że Białas była wstretnym dresem.
Potem miała ciężkie przezycia w postaci dziecka w domu. Bała się Gryzeldy panicznie.
Z czasem okazało sie, że jej przypadłości pecherzowe są wyraźnie skorelowane z moimi problemami... Odchorowała odejście mojego męża, umieranie taty, koniecznośc zmiany całego życia, przeprowadzkę, a nawet formalny rozwód... Nigdy nie przypuszczałam, że tak mocno odczuwa moje emocje.
Kiedy po kilku latach przyszła do mnie na mizianie i zabarankowała, popłakałam się ze szczęścia. Od tamtego czasu przychodzi przynajmniej dwa razy dziennie, rano i wieczorem.
Kilka lat temu miała usuniete po kolei oba płaty tarczycy, potem okazało się, że ma guz nieoperowalny koło watroby. Latem rok temu okazało się, że ma wznowę po tarczycy. Rok temu w listopadzie musielismy uspić Białasa i Szara została sama. Szynko okaząło się, że denerwuje ją okazywane jej zainteresowanie, a nam strasznie brakuje kota do głaskania i przytulania... I tak trafił do nas Leon 2. Okazał sie cudownym towarzyszem. Delikatnym, przyjaznym. Opiekował sie futerkiem Szarej. Niestety po 5 miesiacach pokonały go nerki.
Wahałam się, czy fundować Szarutkowi kolejnego kota, egoizm zwyciężył. Zostałam dożywotnim domem tymczasowym Filemona. No, a że on ja pierze to już wszyscy wiedzą

To znaczy nie bije jej poważnie, raczej zaczepia, a ta cielęcina sie nie umie odgryźć, ja za nia muszę. Spokój całkowity ma jak nas nie ma i w nocy, bo Filek jest zamkniety w kuchni. A jak jestem, to go pilnuję...
Szara od dłuższego czasu już zyje na kredyt. Co 3 dni dostaje zastrzyki z potasu i wapnia, jak nie je to ją mobilizuję mirtorem, guz przy watrobie jest już wielki ma 8x10 cm. Ale udało sie ja utuczyć z 2600 na 3400 i trzyma wagę, mizia sie regularnie i oby nie cierpiała jak najdłuzej...
Takim pulpecikiem kiedys byla (ważyła 6 kilo i ja odchudzałam)
