No to zostalismy wywolani, no to napiszemy, dziekujemy za pamiec, tak bardzo bardzo dziekujemy
Co u nas... U nas zycie sie toczy. Raz wooolno, dni mijaja podobne jeden do drugiego, czasem sennie, czasem czule, to znow sentymentalnie. Wypracowalismy jakis swoj rytm, lunkowi trzeba w wielu sprawach pomagac, mysle ze z jednej strony cierpi z powodu dalszej utraty samodzielnosci (totez Feliway, krople Bach itp. sa u nas ciagle w uzyciu), z drugiej- zblizyl sie do nas, czesto jak na niego przychodzi na kolanka, pomruczec, przytulic sie, albo po prostu posiedziec obok.
Lubi szczegolnie nasza akcje "Czytaj kotu 20 minut dziennie.Codziennie"
To pewnie ciut smiesznie brzmi ale zaczelo sie od tego, ze chcialam byc z nim gdy czul sie bardzo zle, gdy zycie wisialo na wlosku, godziny pedzily i przez glowe przelatywalo tysiac mysli. Chcialam z nim byc, okazywac mu swoja milosc, czulosc, uspokajac. A nie moglam powiedziec slowa od siebie, zeby nie zaczac ryczec.
Wtedy zaczelam czytac. Przewaznie ksiazki "dla dzieci", bo takie najlepiej czyta sie "na czulo", "na wesolo" i w ogole cwiczac dykcje
Ale byly to jednoczesnie ksiazki ponadczasowe, Maly Ksiaze, Narnia...
Po ostatniej narkozie do biopsji, gdy Lunek byl w fatalnym stanie, w bolu, z bardzo watpliwymi rokowaniami co do przezycia nawet paru najblizszych tygodni, czytalysmy pod kroplowka Kubusia Puchatka. Wspolpacjenci sie usmiechali i przysluchiwali, wpadajacy lekarze czy technicy tez patrzyli serdecznie- obylo sie bez lez, zreszta dzieki wspanialym Lekarzom, w tym dr AZ, ktora udowodnila, ze nawet "takiego kota" da sie znieczulic i wybudzic- wszystko przebieglo lepiej niz sie spodziewalismy.
Ale to taka dygresja. No wiec zycie sie toczy, niekiedy nabierajac rozpedu, i to sa te najgorsze momenty, doszlysmy bowiem do kolejnej slepiej uliczki, ktora wydaje sie bez wyjscia... I jak cos sie dzieje nie bardzo mozemy liczyc ze sie uda szybko cos ustalic i podjac jakies dzialania. To jest w tym najtrudniejsze, poruszanie sie, dzialanie, ale i podejmowanie decyzji po omacku.
Intuicja, to chyba jedyne na co mozemy liczyc, intuicja naszych Lekarzy ale przede wszystkim nasza.
Mam nadzieje ze nam jej nie braknie, ze nie okaze sie bledna.
Na razie bol mamy pod kontrola, Lunek mimo zlamania porusza sie samodzielnie. Chociaz tryb dnia wyznaczaja leki nie chcemy by zdominowalo to Luniaczkowe zycie, to w koncu tylko Maly Czarny Kotek...ktory chce po prostu zyc...tak normalnie...tak jak potrafi.. tyle, ile potrafi...