» Śro lis 20, 2013 0:31
Re: Ogrynia i reszta ulicznych dzikusków - teraz w moim domu
U nas jest cos takiego , co nazywa się Mobivet. Wet, który w gabinecie przyjmuje tylko wyjątkowo, po znacznie wcześniejszym umówieniu się . On jeżdzi do pacjentów. W samochodzie ma przenośny gabinet, zestawy do kroplówek, leki , zestawy do pobierania krwi itp.
To jest fantastyczne rozwiązanie dla kotów takich jak moja Misia. Ona u weta niemal schodzi na zawał, łapki jej się pocą , gubi tony futra, dyszy jak piesek, serduszko wali. Pobranie krwi jest niemożliwe, bo żyły się zapadają, a krew gęstnieje.
I - jeśli /tfu tfu tfu trzy razy przez lewe ramię / Myszakowi coś by się działo, to na pewno wezwę p. Tomka. Bo koszt dojazdu to 60 zł - bez wzgl czy zwykły dzień, czy niedziela czy święto. Uniknięcie ekstremalnego kociego stresu - bezcenne.
Podobnie było, gdy Pietruszka się srogo potłukł - oczywiście w sobotę. Przyjazd dr Tomka zaoszczędził kotu wiele godzin bólu, mnie nerwów. I spokojnie pojechaliśmy w poniedziałek do naszych wetek, z kotem , który nie cierpiał niepotrzebnie.
Iwonko - ja przez bardzo długi czas miałam opory przed zabijaniem takich różnych paskudów, ale.....No mieszkam niemal na wsi i jest tego od groma. Pająków boję się wręcz histerycznie , a mamy takie wielkie , włochate, czarne. Pojawiają się zimą, wieczorami i nocą, jak jest w pokoju ciepło. Ja to muszę zabić...Więc walę laczkiem .....Z szerszeniami i osami walczymy od wczesnej wiosny, aby nie zakładały gniazd w szopce na drewno i w drewnianych futrynach okien.
Myszy i myszopodobne to już działka kotów - chociaż tego akurat się nie boję. Oponuje tylko jak któryś chce przynieść do domu.