
Animus, oni tylko jonogram na następny dzień robią - resztę u siebie (maja dobry sprzęt) i po iluś tam minutach są wyniki. Gość, z którym jestem umówiona, to specjalista typowo od kotów, więc Magnolia będzie w dobrych rękach (od lat tam znajomi chodzą z kotami i sobie gościa chwalą). Miski po prostu schowam i koniec - jak chodzi o zdrowie, to jestem niewrażliwa na błagania i takie tam (także w wydaniu ludzi: po prostu żelazna dyscyplina i nie ma zmiłuj - słabości na bok). Ale dzisiaj w ramach wyjątku przed północą dostanie dodatkowo tę szalkę, którą by dostała rano (normalnie je kolację ok. 18-18:30), więc jakoś da radę.
Słupek, aż mi to przypomina walkę mojego Dziadka z rakiem




A wołowinka z dodatkową krwią... no cóż - przy złym wchłanianiu większa porcja naturalnego żelaza nie zaszkodzi

Włóczka, dzięki za radę - dla Niej na bank będzie potrzeba grubo wysypać kuwetę, to może się skusi - ma pełną, a i tak kopie głęboko i milion razy sprawdza, czy dobrze zasypała, a jak wczoraj po wh.. było jak było, to już w ogóle była nieszczęśliwa i myślałam, że dno w kuwecie wydrze, żeby mocniej zakopać. Choć niektórzy weci potrafią na miejscu jakoś tam brzuch pomasować i próbkę zdobyć - nie wiem: zobaczę, co ten jutro powie. A co do Jej paniki - zobaczymy, jak będzie jutro, bo czasami są weci, którzy wręcz potrafią kota zaczarować: może się obędzie bez jakichś drastycznych metod... zresztą skoro sama dałam radę Ją przytrzymać (tylko rękami - bez ściskania kolanami czy coś), rozgarnąć gęste futro i nakropić fiprocat (a ucieczki próbowała od samego zobaczenia pipety), to myślę, że i u weta Ją utrzymam, a on się zajmie tylko Jej jedną łapką i zaciąganiem krwi. Kumpela (ta od Kika, który jest znacznie większy) też go bez problemu utrzymała przy bardzo bolesnym zastrzyku - ledwo drgnął. Ponoć na każdego kota jest sposób - więc trzeba wybadać, jaki jest na Magnolcię...