ano tak sobie. Wybieg zamknięty bo zimno, toteż koteczki moje kochane wyładowują swą frustrację klaustrofobiczną na współmieszkańcach. Zwłaszcza Gabryś z Gadżetem źle znoszą zamknięcie i tłuką się jak głupie - wrzaskom i gonitwom nie ma końca, futro lata. Wczoraj TZ nie wytrzymał i na chwilę im okno otworzył...
Georg jak to Georg, zwany Dziadkiem - w większości śpi, czasem przyjdzie się tulnąć na chwilkę, oczywiście w czasie naszego posiłku, bo może coś skapnie jednak. Mam słabość ewidentną do niego i zazwyczaj coś tam dostanie, dziś np. kawalątek wędzonego łososia ze śniadania
Poza tym koty żrą jak głupie - wiecznie mordki otwarte i charakterystyczny dla kota Simona paluszek w otwór gębowy mierzy. Skoro żrą to i kupkają. Na żwirek nie zarobię

i nawet nie wiem jak tam kupy po odrobaczeniu, ale TŻ nie wrzeszczał znad kuwet, że któryś z kotów chyba makaron zeżarł, więc nie było tych robali za dużo. Zresztą, gdyby glist było nadmiar, to już Georg dałby mi ewidentnie znać, pozbawiając się zawartości jelit stroną hm... górną i to zapewne w jakimś miejscu spektakularnym, typu stół albo blat kuchenny... On zawsze tak, jak się zarobali powakacyjnie.
O apetycie Rastka nie będę pisać, bo to constans. Dziś się zastanawiałam, czy jakby go zostawić z 10 kg workiem karmy to by pękł z przejedzenia. Obawiam się, że tak, więc na wszelki wypadek żarcie na górnych półkach albo w plastikowych pojemnikach. A właściwie to na górnych półkach i w plastikowych pojemnikach.
Lola za to fochuje, zajrzy do miski, popatrzy, pomlaska, w końcu z łaski na uciechę zaczyna jeść. Nic jej nie jest, wzdęć ani bóli żadnych nie ma, po prostu grymasi. Bo jak mięcho z warzywkami Pańcio nagotuje to nagle cudem apetyt wzmożony wraca i Lola je z zapamiętaniem.
Małe koty rozrabiają, Stasio furczy nie gorzej niż Lola. Do tego kradną moje
dopiżamkowe skarpetki. Mało, że mi je TŻ przypadkiem ufarbował na różowo, to jeszcze teraz, za sprawą małych, skarpetki dostają nóżek. Mało nóżek! one chyba mają prywatne raki i małe czekaniki, bo znajduję je na w różnych miejscach i na różnych wysokościach. Nawet wpychanie ich na dzień pod poduszkę nie pomaga.
No i tak sobie żyjemy powolutku...