Mru, domyłem się w końcu. Z pomocą Dużej co prawda. Jeszcze mi te pachwiny wypudrowała
i wyszczotkowała - podobno po to, żeby się kołtuny nie zrobiły. Teraz zajeżdżam olejkiem z drzewa herbacianego
. Czy tak pachnie prawdziwy kot?!
Moher już nie oślizgły
Dajemy mu na razie spokój. Musi mieć czas na dojście do siebie i odbudowanie pobranej krwi

. Tym bardziej, że on już ostatnio strasznie przeżywał wynoszenie i bał się na sam widok transportera. Nigdy wcześniej tak nie reagował.
Wczoraj wieczorem był uosobieniem słodyczy

. Aż podejrzane. Pilnował mnie, siedział bliziutko, przypominając co chwilę mraukiem o swojej obecności i mizianiu. I tak się wpatrywał w to, co robię przy komputerze...
Zrobiłam mu zdjęcia - na próbę też innym aparatem. Poinstalowałam, co trzeba i chciałam zrzucić zdjęcia. Nie udało się z żadnego! Aparaty się pożarły, przy okazji załatwiając połączenie z GPSem. Na razie nic nie działa, mimo że teoretycznie powinno. Słodki kot...
